czwartek, 25 grudnia 2014

Liebster Award

Na początku chciałam podziękować Francine Elandie. Bardzo dużo to dla mnie znaczy!

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Pytania :
 1. Jak uwielbiasz spędzać wolny czas?
Cóż...uwielbiam pisać, grać w gry sportowe, malować, słuchać muzyki, czytać i wiele wiele innych.
 2. Jak długo zajmujesz się pisaniem?

Trudno odpowiedzieć na to pytanie, ale myślę, że ogólnie około roku.
 3. Jaki jest twój wymarzony prezent gwiazdkowy?

Od dziecka marzę o psie.
 4. W jaką podróż byś się udała?

Dookoła świata. Kocham zwiedzać!
 5. Co najbardziej cenisz w ludziach?

Szczerość i poczucie humoru :D
 6. Kto mógłby zagrać cię w filmie na temat twojego życia?

Wydaje mi się, że moje życie jest lekko nudne, ale jakby wyciąć odpowiednie elementy ułożyła by się z tego ciekawa komedia. W mojej roli mogę sobie chyba wyobrazić Willow Shields.
 7. Jaki tytuł nosi twoja ulubiona książka?

Nie mam ulubionej książki, częściej czytam fanfiction.
 8. Jakie jest twoje ulubione wspomnienie z dzieciństwa?

Chyba to jak spotkałam w przedszkolu swoją przyjaciółkę, z którą spotykam się do dziś.
 9. Na ile punktów oceniasz swoje opowiadanie (skala 1-10)?

Nie mam bladego pojęcia.
 10. Czy rok 2014 był według ciebie udany?

Tak.
 11. Jakie masz plany na przyszłość związane z blogiem?

Zakończyć go i zacząć pisać następny.

Moje nominacje :

http://bringmebacktoyou-tlumaczenie.blogspot.com/
http://blind-luck.blogspot.com/
http://baby-stay-away-from-me.blogspot.com/
http://upadla-i-lowcy.blogspot.com/
http://dotyk-pioruna.blogspot.com/
http://raptured-pride-fanfiction.blogspot.com/
http://savemeff.blogspot.com/
http://lullaby-irwin-fanfiction.blogspot.com/
http://mask-fanfiction.blogspot.com/
http://fanfiction-troublemaker.blogspot.com/

Pytania dla nominowanych :
1. Jakie były twoje najlepsze wakacje w życiu?
2. Jak masz na imię?
3. Ile masz lat?
4. Jaki jest twój ulubiony wykonawca?
5. Skąd bierzesz wenę?
6. Zgadzasz się z tym co mówią o Polakach za granicą?
7. W jakim mieście mieszkasz?
8. Masz rodzeństwo?
9. Jaki jest twój ulubiony film?
10. Gdybyś miała wybrać gatunek filmu przedstawiającego twoje życie jaki byś wybrała?

W związku z tym, że nominowałam tylko dziesięć blogów zadałam także tylko dziesięć pytań.



środa, 24 grudnia 2014

Rozdział Trzynasty

Rozdział Trzynasty

Nancy miała wyrzuty sumienia, które za wszelką cenę chciała od siebie odepchnąć, ale to było trudniejsze niż mogłoby się wydawać. Przez ostatnie dni próbowała zająć się czymś bardziej pożytecznym, lecz niestety to nie przynosiło pożądanych efektów. W szkole dość skutecznie unikała Luka. Gdy tylko pojawiał się w zasięgu wzroku, stawał się jak ogień, który okropnie parzył. Gdy  lekcje się skończyły bez większego zastanowienia, udała się do jednego z jej ulubionych miejsc. Otwierając ciężkie drzwi budynku szkolnego, poczuła coś w rodzaju wolności. To w sumie było lekko zabawne, że większość uczniów, zawsze narzekało na szkołę, a kilka lat później było niezmiernie wdzięcznym nauczycielom i rodzicom za wiedzę, którą posiedli i wykorzystali w swoim życiu. Westchnęła ciężko, przyspieszając kroku. Nadal, gdzieś w głębi siebie czuła coś co można było nazwać strachem. Bała się, ze zraniła blondyna, który bądź co bądź jakieś miejsce w jej życiu zajął. Wiatr zwiał jej włosy do tyłu, kiedy wchodziła na teren parku. Było dość gorąco i właśnie teraz żałowała, że nie ubrała na siebie jaśniejszych ubrań, bo czarne, obcisłe jeansy, szarawy sweter i pełne, ciemne buty nie były idealnym połączeniem. Przeszła przez krzaki, starannie uważając, żeby się nie skaleczyć. Gdy dostrzegła znajomą sylwetkę siedzącą na przeciw niej, na ławce i z zaciekawieniem, wymalowanym w niebieskich tęczówkach, poczuła pieczenie na policzkach. Jej serce, zdawało się stanąć na jakiś czas, a zielone oczy tak jakby dusząc się zaczęły szybko mrugać. Zdając sobie sprawę, że musi wyglądać strasznie idiotycznie, odwróciła się chcąc stąd jak najszybciej zniknąć.

-Przepraszam-ciche słowa skruchy, które wypłynęły z ust chłopaka, sprawiły, że zatrzymała się w miejscu. Nic nie mówiła, nie odwróciła nawet głowy, słuchała tylko szumu liści.-Nancy...proszę

Sposób w jaki wypowiedział jej imię, sprawił, że coś się zmieniło. Poczuła ciepło najpierw wydobywające się z serca, a potem rozprzestrzeniające się po całym ciele. Nie wiedziała co powiedzieć, ale jednocześnie czuła też, że powinna coś zrobić. Delikatnie ruszyła w stronę Hemmingsa, spotykając się z jego zaskoczeniem. Na chwilę przestraszyła się, ale, gdy na jego malinowych ustach pojawił się delikatny uśmiech, nie miała wątpliwości.

-To ja cię powinnam przeprosić...-zaczęła wpatrując się w swoje ręce, jednocześnie czując na sobie wzrok towarzysza.-Po prostu to wszystko do mnie wraca...

-Nie, to moja wina. Nie powinienem wtrącać się w twoje prywatne rzeczy-odpowiedział, kiedy odwróciła głowę w jego stronę.

Nim zdążyła mrugnąć, Luke przyciągnął ją do siebie zamykając w szczelnym uścisku swoich silnych ramion. Oszołomiona, na początku próbowała się wyrwać, ale, po chwili westchnęła zrezygnowana, wtulając się jeszcze bardziej. Mimowolnie uśmiechnęła się w koszulkę blondyna. Czuła się bezpiecznie, wyjątkowo, szczęśliwie, a co najważniejsze...

Poczuła, że jest na właściwym miejscu.

 
**********

Postarałam się dzisiaj dodać rozdział i w sumie jestem z niego zadowolona. Jeszcze raz życzę wam wesołych, spokojnych Świąt, spędzonych w rodzinnym gronie, bez kłótni, problemów. To chyba na tyle ;)))))

piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział Dwunasty

Rozdział Dwunasty 

Chłodniejszy wiatr podwiewał jej włosy, raz do przodu, raz od tyłu. Pastelowe słońce wychodziło za chmur co jakiś czas oświetlając jej bladą twarz. Siedziała pod kasztanem, opierając się plecami o gruby, mocny pień drzewa. Starała się nie myśleć o tamtym poprzednim zdarzeniu, które na prawdę mocną ją dotknęło. Ale właśnie takie było jej życie. Raniło najbardziej, kiedy się tego nie spodziewała. Usłyszała głośny szelest liści, poprzedzony hukiem. Od razu odwróciła głowę w odpowiednią stronę. Ujrzała uśmiechającego się szeroko blondyna ubranego w czerwoną koszule z kratą i w czarną, skórzaną kurtkę. Niesforne loki podtrzymywała czerwona bandamka, a piwne oczy kipiały radością. Kroczył w jej kierunku tak samo jak robił to dziesięć lat temu.

-Cześć.-powiedział niskim głosem opierając się o kore kasztanu, następnie zjeżdżając po niej w dół.

-Hej.-odpowiedziała, ale głębsza rozmowa nie zapowiadała się raczej szybko. Trwali w ciszy, która nie szczególnie im przeszkadzała. Oboje mieli chwilę do przemyślenia, jednak Nancy coś nie dawało spokoju. Nie potrafiła jednak do końca się sprecyzować. Bolał ją widok błękitnych jak niebo tęczówek, które wyrażały wewnętrzny ból i poczucie winy. I im bardziej chciała go wymazać, tym bardziej on powracał.

-Kiedy byłem mały nie wiedziałem, że świat jest taki piękny...-zaczął nagle Ashton skupiając na sobie uwagę brunetki. Nie patrzyli na siebie, ale on doskonale wiedział, że zaintrygował tym Nancy, która wpatrywała się w swoje czarne buty.-Ale teraz to widzę.

-Świat nie jest piękny, Ashton-stwierdziła twardo, tak jakby nie chciała usłyszeć sprzeciwu. Westchnęła ciężko, kiedy poczuła skupiający się na sobie wzrok blondyna. Zmarszczyła brwi, zaczynając bawić się rękami.

-T...

-Ludzie krzywdzą i zostawiają cię samego. Odchodzą najczęściej, nawet nie wiedząc ile bólu ci przy tym sprawili. Nie zdają sobie sprawy, że mogą cię tym nawet zniszczyć. Czasami są świadomi, a czasami nie, jednak to nie ma dla ciebie dużego znaczenia, bo ty ciągle odczuwasz pustkę. Jedni ludzie patrzą na ciebie z odrazą i obrzydzeniem, drudzy z obojętnością, a jeszcze inni zjawiają się jak jakieś pieprzone anioły i nagle chcą ci pomóc nie wiadomo dlaczego!-krzyknęła patrząc prosto w jego jasno-brązowe oczy.- Życie nie jest piękne, Ashton. Jest beznadziejne. A wiesz co najbardziej boli? Że nigdy nie ma się gwarancji na szczęście.

-Masz racje, ale mówią, że nadzieja umiera jako ostatnia, więc może warto w to uwierzyć.-odpowiedział, obejmując ją ramieniem przyciągnął do swojego ciepłego ciała. Milczała poddając się magii jego pięknych perfum.-Żebyś miała pewność to powiem to jeszcze raz. Obiecuje ci, że zostanę dopóki nie powiesz mi, że mam się wynosić z twojego życia.
 

**********
Hello, kochani!
Kocham was i dziękuje za ponad 4000 wyświetleń! :*** Jesteście niesamowici! Wiem, że trochę krótki, ale nie chciałam jakoś nudno go przedłużać.
Wszystkiego Najlepszego dla każdego! Nie jestem pewna, ale może jeszcze przed Wigilią uda mi się coś wstawić, a jeśli nie to po niej na pewno. W końcu dwa tygodnie wolnego do czegoś zobowiązują. Przypominam o ankietach, jeśli ktoś jeszcze nie wziął w nich udziału.
Jest jedna sprawa, która mnie trochę martwi. Chodzi głównie o komentarze. Nie chce was do tego zmuszać, ani nie chcę też stawiać jakiś warunków. Chcę was jedynie poprosić.
Czy mogli byście chociaż raz skomentować wszyscy? To byłby taki mały prezencik dla mnie na Święta,
Proszę :****  Kocham was <3
 

Wesołych i spokojnych Świat jeszcze raz!

piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział Jedenasty

Rozdział Jedenasty

-Odprowadzić cię?-zapytał po bardzo długiej ciszy, która najwyraźniej męczyła ich obojga, ponieważ Nancy przystała na tą prośbę z uśmiechem. Z jednej strony cieszył się, bo w końcu o to mu chodziło, ale z drugiej jej odpowiedz przez, którą milczeli była przerażająca i bardzo niepokojąca. Ruszyli bez słów, najpierw przechodząc przez krzaki, a następnie stawiając kroki na szarym chodniku. Słońce delikatnie muskało jej twarz sprawiając, że wydawała się trochę jaśniejsza, niż w rzeczywistości była, a chłodniejszy wiatr co chwile zawiewał jej brązowe włosy do tyłu. Kątem oka obserwował ją, wiedząc, że to jeden z najpiękniejszych widoków na Ziemi, jaki kiedykolwiek widział.

-Masz na prawdę piękny dom.-powiedział starając się nie okazywać wpatrywania się w jej osobę. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że już to mówił, a teraz powtarzając to, bo nie potrafił inaczej zacząć rozmowy wygłupił się. Po dziesięciu minutach dotarli do domu. Stanęli na przeciwko siebie chyba nie do końca świadomi, patrzenia sobie w oczy. Tonęli w nich nawzajem, nie słysząc kompletnie nic, z wyjątkiem swoich lekko głośniejszych oddechów. Nancy jako pierwsza to przerwała, spuszczając wzrok na swoje glany.

-Wejdziesz na herbatę?-wydukała nie pewnie zakładając kosmyk włosów za ucho.

-Jasne.-odpowiedział wykrzywiając usta w uśmiechu. Otworzył furtkę i przepuścił zielonooką w drzwiach. Gdy znaleźli się już w środku budynku gestem dłoni wskazała mu swój pokój, do którego od razu się udał. Sama w tym czasie poszła przygotować ciepły napój. Luke usiadł na łóżku rozglądając się w około. Szare, zwykłe ściany i jasno-brązowe meble mieściły się w pomieszczeniu, dodając przy tym jego uroku. Dostrzegł także i zeszyt, który wyróżniał się spośród innych książek leżących na półce. Schował twarz w ręce, chcąc przezwyciężyć ciekawość, którą miał od dziecka, ale niestety. Przegrał z nią. Wstał i cichym, lecz szybkim krokiem podszedł do półki. Jednym ruchem ściągnął zeszyt i otworzył go na pierwszej lepszej stronie. Zagłębił się w napisanych tam słowach tak bardzo, że nie usłyszał jak Nancy zbliżała się do pokoju.

-Co ty robisz?!-krzyknęła od razu, gdy zobaczyła co blondyn trzyma w dłoniach. Odstawiła dwa kubki herbaty na bok nie zwracając nawet uwagi, że ich zawartość lekko się wylała mocząc przy tym blat biurka. -Oddaj mi to!

-Ja...ja nie chciałem. To...-zaczął się jąkać nie wiedząc nawet jak ogromny błąd właśnie popełnił. Stał patrząc na nią, będąc bezbronnym, z rozchylonymi ustami i delikatnie drżącymi rękoma.

-Wyjdź stąd!- warknęła przez zęby, tracąc kontrole nad sobą. Luke nie mógł nic z siebie wydusić, żadnego, pojedynczego słowa. Czuł, że zniszczył wszystko co między nimi było, o ile w ogóle coś było.- No już!

Po tych słowach Hemmings opuścił jej dom. Nancy nie była wściekła tylko na niego. Winiła także i siebie, ponieważ od samego początku wiedziała, że to nie skończy się dobrze. Miała ochotę go uderzyć, ale ból w jego niebieskich tęczówkach jaki dostrzegła niecałą minutę temu sprawił, że tego nie zrobiła. Nie wiedziała nawet dlaczego, bo przecież w końcu nie naruszył tylko jej prywatności. Naruszył jej świat.

Podchodząc do łóżka rzuciła na biurko zeszyt i kładąc się na miękkim materacu zaczęła powtarzać słowa znanego na pamięć wiersza.


ODCHODZĘ
Smutnym jesiennym wieczorem
 umarła moja nadzieja,
żegnała mnie czarnym kolorem,
 wiatr resztki światła rozdziera.
Cóż począć w takiej chwili.
Wszystko, co miałam zginęło.
Wszyscy już ze mną skończyli.
Czas skończyć mego życia dzieło.
Wybrałam - niech się to stanie.
 Nikt mi nie przeszkodzi w tej drodze.
Skończyła - to moje ostatnie zdanie:
 Odchodzę od was - odchodzę

**********
I mamy jedenasty rozdział! Wiersz napisała moja koleżanka, a ja osobiście uważam, że jest genialny. Co o tym myślicie? Czy ktoś spodziewał się takiego obrotu sytuacji? Jakieś przypuszczenia co będzie dalej? Przypominam o dwóch ankietach. ;))))) Dodaje dzisiaj rozdział, gdyż jutro idę do szkoły. Znowu ;___;.

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział Dziesiąty

Rozdział Dziesiąty

Stara, drewniana ławka była jednym z najcichszych miejsc w okolicy. Mieściła się na uboczu, w parku, nie daleko szkoły. Gęste krzaki, które ją otaczały sprawiały, że była niewidoczna nawet z bliska. To było ulubione miejsce Nancy nie licząc łóżka. Westchnęła ciężko przymykając powieki. Napajała się spokojem i delikatnym szumem jesiennych liści, które tańczyły na wietrze. Niestety nie trwało to długo. Cisza jaka jeszcze chwile temu tu panowała została zagłuszona. Odwróciła głowę, zauważając znajomą posturę blondyna. Ubrany był w czarny t-shirt, czerwoną koszule w kratę i czarne rurki. Uśmiechnął się lekko, co odwzajemniła. Zauważył, że Nancy była inaczej ubrana. Zamiast ciemnego swetra ubrała pomarańczową kurtkę, a miejsce smutnego wyrazu twarzy zajął nieco weselszy, lekki i ledwo zauważalny uśmiech. Bez słów usiadł na ławce koło niej. Kontem oka obserwował jak dziewczyna ignoruje jego obecność i wpatruje się z zafascynowaniem w ptaki krążące nad ich głowami. Zrobił to samo, ale nic nie było interesującego od niej.

-Co ty tu robisz?-zapytała tak cicho, że ledwo ja dosłyszał. Luke zmarszczył brwi i spojrzał na nią.

-Siedzę...

-To moja ławka.-stwierdziła ściągając wzrok na blondyna.-Ty się chyba nigdy nie poddajesz.-dodała nieco ciszej.

-Masz racje-spojrzał w jej oczy-Zawsze walczę o coś na czym mi cholernie zależy.
Uśmiechnęła się do niego. W jej zielonych, pięknych oczach nadal widniała pustka, ale coś się zmieniło. Nie wiedział dokładnie co, ale podobało mu się to jak go traktowała.

-Co ty na to, żeby każdy z nas zadał po pięć pytań, na które musimy odpowiedzieć szczerze?-zapytał z lekką nutką niepewności w głosie. Nancy nie wiedziała co odpowiedzieć. Propozycja blondyna była ryzykowna, ale też lekko kusząca. Ostatecznie po długich namysłach, zgodziła się.

-Dlaczego się przeprowadziłeś?-zaczęła najpierw, pytając o pierwszą lepszą rzecz jaka przyszła jej na myśl.

-Moi rodzice uważali, że tak będzie lepiej.-zaczął unikać kontaktu wzrokowego, a Nancy już wiedziała, że coś jest nie tak.-Dlaczego jesteś taka smutna?

-Przez życie...-odpowiedziała, również na niego nie patrząc. Wolała uniknąć tego tematu.-Masz jakieś rodzeństwo?

-Już nie.

-Jak to?-zapytała zaskoczona.

-Moja siostra zmarła, dwa lata temu.-mogła przysiąść, że w jego oczach dostrzegła łzy, które próbował powstrzymać, nie chcąc okazywać słabości.

-Przykro mi...

-To nic, nie mówmy o tym. Dlaczego nie było cię w szkole?-postanowił zmienić temat, ale nadal był przygnębiony.  Podobnie jak u Nancy, przeszłość nie była jego ulubionym tematem.

-Musiałam odpocząć, a więc skąd jesteś?-współczuła mu. Każdy, nawet Luke nie zasługiwał na takie cierpienie, a Nancy też coś o tym wiedziała.

-Z Londynu. Wszyscy mówią, że to piękne miejsce, ale wiesz...w sumie nie lubiłem tego miasta. Było strasznie komercyjne.

Moje pytanie trzecie brzmi : Jaka jest twoja ulubiona piosenka?

-Żadna. Twoja ulubiona pora dnia?

-Nie mam swojej ulubionej pory dnia.-był strasznie zaskoczony tym pytaniem, ale dla swojego dobra postanowił tego nie komentować.-Jaki jest twój ulubiony kolor?

-Czarny.-odpowiedziała bez namysłu, ponieważ na prawdę tak sądziła.-Co myślisz o Alice?

Luke obrócił gwałtownie głowę, a jej policzki nabrały czerwonego koloru. Nie mogła zrozumieć, dlaczego zadała te pytanie.

-Jesteś o nią zazdrosna? Nie lubię jej. Chyba jest pusta-odpowiedział wykrzywiając usta w uśmiechu.-Najpiękniejszy dzień w twoim życiu?

Nastała cisza. Oddech Nancy zaczął być lekko przyśpieszony, a na jej malinowe usta wpełzł uśmiech. Luke zaczął się denerwować i jednocześnie bać nagłej zmiany zachowania Nancy. Może to nie było odpowiednie pytanie? Może coś się stało?

-Dzień, w którym umrę będzie moim najlepszym dniem.

**********
Zmusiłam się trochę do tego rozdziału, bo chciałam go dodać dzisiaj. Trochę dupny, ale mam nadzieję, ze nie jest, jakiś strasznie beznadziejny. Następny najprawdopodobniej w weekend. :)))

Komentujcie i obserwujcie, Miśki

sobota, 29 listopada 2014

Rozdział Dziewiąty

Rozdział Dziewiąty

Kolejne dwa dni minęły Nancy dość spokojnie. Nie chodziła do szkoły, nawet nie wychodziła z domu wmawiając Sarah, że źle się czuła, a ponieważ jej matka była nadopiekuńcza pozwoliła zostać jej w domu. Głownie spała i myślała o swoich dalszych losach. Wybaczyła swojemu przyjacielowi, ale to wcale nie oznaczało, że potrafiła mu na nowo zaufać. Ich relacja była dziwna. Gdy go widziała, jego ciepły uśmiech, niesforne loki i silne ramiona, w których czuła się bezpiecznie cieszyła się, że go odzyskała. Ale wspomnienia z przeszłości i cały ból wracały jak bumerang rzucony chwile temu. Obawiała się, że znów zostanie skrzywdzona, że zaufa niewłaściwej osobie. I nic nie mogła na to poradzić. Westchnęła ciężko przeczesując brązowe włosy. W ciągu ostatnich kilku godzin burczenie w brzuchu zaczęło się nasilać, więc zgodnie z głosem żołądka, który ewidentnie domagał się jedzenia zeszła z łóżka. Nałożyła szare dresy i białą, zwyczajną bluzkę. Zadowolona ze swojego luźnego stroju wyszła z pokoju kierując się do kuchni. Już w progu zauważyła swoją mamę, która z zadowoleniem robiła omlety. Kiedy ich podobne tęczówki spotkały się kobieta posłała jej szeroki uśmiech, który Nancy delikatnie odwzajemniła. Bez większych słów usiadła przy blacie patrząc na Sarah. Była piękną kobietą , więc tym bardziej nie rozumiała dlaczego jej ojciec ją zdradził. Jej ręce były zawsze delikatne, niczym jedwab, a uśmiech wyrażał całą miłość i ciepło.

-Kochanie, zaraz muszę wychodzić do pracy. Wrócę wieczorem-powiedziała nakładając jedną, dość sporą porcje na talerz córki.-Pamiętaj, że jeśli będziesz czegoś potrzebowała to dzwoń.

-Dobrze-porzuciła swój posiłek i skierowała się w stronę drzwi wyjściowych, aby je zamknąć.- Mamo...

-Tak skarbie?-zielone oczy Sarah napełniły się troską i lekkim niepokojem, kiedy odwróciła się gwałtownie w stronę Nancy.

-Ashton wrócił...i nie wiem, czy powinnam mu znowu zaufać-jej głos delikatnie zadrżał. Mina jej mamy wyrażała nie tylko zdziwienie, ale też ogromną radość. Zamknęła córkę w szczerym uścisku. Nancy przypomniało się jak to było, kiedy była młodsza. Przychodziła do mamy i mówiła o kłótni z koleżankami, słabej ocenie czy nieszczęśliwej miłości. I właśnie wtedy Sarah ja przytulała sprawiając, że całe zło znikało.

-To od ciebie zależy czy będziesz potrafiła czy nie-wyszeptała całując córkę w czubek głowy.-Ale pamiętaj, że ludzie zasługują na drugą szanse.- rozluźniła uścisk i bez dalszych słów zamknęła drzwi za rodzicielką. Wróciła do kuchni i dokończyła swój posiłek.
Kiedy na zegarze dochodziła już czternasta usłyszała dzwonek do drzwi. Ze zdzwioną miną kierowała stopy w tamtym kierunku. To nie mogła być jej mama, ale kto inny przyszedł by do niej?

-Część- lekko szorstki głos blondyna doszedł do jej uszu, kiedy otworzyła drzwi. Niebieskie oczy wyrażały zmęczenie i troskę, ale gdy spotkały się z jej zielonymi spuściła wzrok na swoje czarne skarpetki.

-Hej...Po co przyszedłeś?-jej głos musiał zabrzmieć niemile, bo na twarzy chłopaka pojawił się grymas. Poczuła lekkie poczucie winy przypominając sobie, jak ostatnio go potraktowała. Odsunęła się lekko od drzwi robiąc przy tym miejsce. Luke lekko uśmiechnął się, gdy mijał ją w przejściu.

-Morris kazała przekazać ci lekcje i w razie konieczności wytłumaczyć coś jakbyś czegoś nie rozumiała.- wyprzedziła go, pokazując, aby podążył za nią.-Ładny dom.

-Dzięki-wyszeptała trochę zmieszana. Milczeli przez chwile patrząc na siebie, dopóki Nancy nie przerwała tego kontaktu. Luke odchrząknął i wyjął z plecaka kilka książek stawiając je na biurku.

-Wiesz...ja wiem, że nie chcesz mnie widzieć, ale to działa tylko z twojej strony-stanął prosto i nabrał powietrza podczas, gdy brunetka patrzyła na niego nic nie mówiąc.- Ale ja wiem, że jesteś inna, że masz w sobie skarb zakopany gdzieś głęboko w sercu, że boisz się odtrącenia. Ja...chyba nigdy nic podobnego nie czułem do nikogo. To śmieszne wiem, ale...nie chce, żebyś była smutna.-spuścił głowę będąc lekko zażenowanym i zawiedzionym. Liczył, że jeśli zdobędzie się na chwile prawdy to Nancy jakoś na to zareaguję, zrobi cokolwiek. Ale ona stała tam nie wiedząc co powiedzieć, dlatego milczała. Poczuła ciepło w sercu kiedy ich oczy ponowie się spotkały, ale to tym razem on to przerwał. Naszła ją nagła potrzeba powiedzenia o wszystkim, ale ją powstrzymała. Obserwowała jak tylko wyciągnął ostatni zeszyt z plecaka i położył go otwartym. Wyszedł z pomieszczenia bez jakiegokolwiek pożegnania. Chwile po tym jak zniknął z jej pokoju usłyszała trzask drzwi. Zamknęła na chwile oczy i podeszła do biurka. Chwyciła otwarty zeszyt i to zauważyła.

Zapisany numer telefonu.

 
**********
Okey, nie wiem czy powinnam to pisać, czy być może samo wyszłoby to w opowiadaniu, ale wole tutaj, bo znając mnie to mogę to pominąć, a to by była porażka. Jeśli chodzi o Ashtona to on nie jest osobą z prologu, a sama depresja nie trwała dziesięć lat tylko rok, tak jak jest to opisane w pierwszym rozdziale. Jeśli macie jakieś zastrzeżenia, lub widzicie błędy to piszcie śmiało.
Dziękuje za 3000 wyświetleń! Za tydzień na pewno nie będzie rozdziału, gdyż wyjeżdżam i nie będę miała nawet jak go napisać.
W prawym górnym rogu zrobiłam ankietę. :))))

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział Ósmy

Rozdział Ósmy

 
Dotknęła lekko dłonią miękkiej powierzchni materaca. Nie chciała wstawać. Nie teraz, kiedy wiedziała, że Ashton, z którym wiązała wielkie rozczarowanie z przeszłości będzie chciał wiedzieć co się działo przez ten cały czas. Problem polegał na tym, że Nancy wcale nie chciała rozmawiać. Minimalnie cieszyła się, że blondyn znowu się pojawił w jej życiu, ale, gdy przypominała sobie tą pustkę wypełniającą jej ciało po jego zniknięciu radość natychmiastowo znikała. Podczas ich ostatniego spotkania zauważyła, że się zmienił, ale nie wiedziała czy na lepsze. Westchnęła głęboko zamykając oczy.

-Czemu to wszystko musi być takie trudne?- zapytała sama siebie nie do końca wiedząc, że powiedziała to na głos. Otworzyła z powrotem oczy i ledwo zgramoliła się z łóżka. Podchodząc wolnym i bardzo ociężałym krokiem do szafy ziewnęła. Nie była wyspana, ale to była jej codzienność. Nie zastanawiając się dłużej wybrała czarne spodnie, szarą bluzkę z długim rękawem i glany. Wychodząc na zewnątrz wiedziała jaka panuje tam pogoda. Było zimno, a wiatr wcale nie poprawiał i tak już bardzo niskiej temperatury. Odgarnęła brązowe włosy z czoła i ruszyła średnim krokiem w kierunku furtki, znad której widziała wystającą blond czuprynę Ashtona. Zanim pociągnęła za klamkę wzięła głęboki wdech.

-Hej-dobiegł Ją ten męski, zachrypnięty głos. Drgnęła lekko mając nadzieję, że jasnooki tego nie dostrzegł.-Bałem się, że nie wyjdziesz.

-Dlaczego miałabym nie wyjść?-zapytała, będąc bardzo zaskoczoną próbą ciągnięcia tej rozmowy dalej, ale jakoś...

Przy nim czuła się inaczej, choć bardzo chciała to ukryć.

-Nie wiem, takie miałem odczucie-ruszyli delikatnie przed siebie nie wiedząc nawet dokładnie dokąd zmierzali. Cała niepewność i niepokój Nancy odszedł gdzieś daleko. Była spokojna. Za spokojna. I wtedy wszystko wróciło. Cały ból, żal i pustka po Jego odejściu. Ashton widocznie musiał zauważyć, że coś jest nie tak, bo przystaną i odwrócił się w Jej stronę.

-Wszystko w porządku?

-Nie-odpowiedziała cichutko, tak, że ledwo ją usłyszał.-Nic, nie jest w porządku!

Chłopak był bardzo zdziwiony zachowaniem Nancy. Właściwie to ona sama była tym zaskoczona. Bo w zasadzie dlaczego, akurat teraz, właśnie przy nim postanowiła wybuchnąć?

-Nie masz bladego pojęcia jak się czułam, kiedy dziesięć lat temu zostawiłeś mnie bez słowa. Byliśmy jak rodzeństwo, a ty od tak po prostu wyjechałeś, porzuciłeś mnie jak nic nie znaczącą osobę! A może ja na prawdę nic nie znaczyłam?

-Nie...-wyszeptał spuszczając wzrok. Czuł się okropnie, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę, że Nancy nie była mu obojętna, zranił ją i zachował się jak najgorszy z najgorszych. Było mu po prostu wstyd, ale wtedy opcja zachowania tego w tajemnicy wydawała się najkorzystniejszą dla ich obojga.

-Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze?-w jej oczach zgromadziły się łzy, ale ostatecznie je powstrzymała. Pokiwał przecząco głową, a ona cicho westchnęła- Że o wszystkim dowiedziałam się od znajomych, a ty nawet nie raczyłeś się pożegnać.

-Wiesz dlaczego się nie pożegnałem?-zapytał, ale nie pozwolił jej odpowiedzieć-Bo bałem się, że zarówno ty jak i ja tego nie wytrzymamy. Że to nas zrani i zniszczy, a zwłaszcza ciebie, ale teraz wiem, że się myliłem. Popełniłem ogromny błąd, ale...Wybacz mi. Proszę. Obiecuje ci, że zostanę dopóki nie powiesz mi, że mam się wynosić z twojego życia.

Nancy wtuliła się w niego uśmiechając się do czarno-niebieskiej koszulki chłopaka. Nie obchodziło ją to, że właśnie odbyła jedną z najgorszych rozmów w swoim życiu. Liczyło się tylko to, że Ashton znowu tu był i co najważniejsze nie zamierzał się stąd wynosić. Poczuła się wyjątkowo w jego ramionach jak jeszcze nigdy dotąd. Wiedziała, że w końcu odzyskała przyjaciela.

I to był pierwszy raz, od roku, kiedy pokazała swoje emocje.


**********
Hej! Byłam dzisiaj w szkole, czy może być coś gorszego? :(
Jak wam się podoba nowy szablon? :)))
Trochę dużo tego monologu w tym rozdziale, ale mamy pewną zmianę zachowania Nancy, jakieś przypuszczenia?
Mogę wam powiedzieć, że w następnym rozdziale spotkamy się z Lukiem.


wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział Siódmy

Rozdział Siódmy

Ten dzień minął Nancy dość spokojnie. Nie utrzymywała kontaktu z blondynem, a on też chyba sobie odpuścił. Mijali się na korytarzach, przy toaletach i w klasach, ale obydwoje ignorowali się, a przynajmniej Nancy tak się wydawało. Próbowała sobie wmówić, że cieszy się z zachowania blondyna, który poświęcał swoją uwagę innym dziewczynom, lecz w rzeczywistości czuła się względem jego dość dziwnie. Zaciskała jednak zęby i odwracała wzrok, kiedy mijała go robiąc dokładnie to samo co on. Nie wiedziała, dlaczego się tak zachowuje, ale uważała, że tak być powinno.

A może jednak nie?

Było już ciemno, gdy wychodziła ze szkoły. Pani Morris poprosiła ją, aby poszła do bibliotek i pomogła poroznosić kilka książek na odpowiednie półki. Nie chciała i w myślach przeklinała ją, ale nie potrafiła odmówić. Otuliła się jeszcze bardziej bawełnianym szalikiem i przyśpieszyła kroku. Nienawidziła chodzić tak późno po dworze. Latarnie słabo oświetlały ulice, więc nie widziała za dużo. Jednak kątem oka dostrzegła dwóch starszych mężczyzn stojących pod jedną z nich.

-Ej Kotku!-krzyknął jeden, gdy ich mijała. Otworzyła szerzej oczy i przyśpieszyła kroku bojąc się o siebie coraz bardziej. Gdy usłyszała kolejne nawoływania i zaczepki zaczęła biec. Nie odwracała się, aby sprawdzić czy w ogóle ją gonią. Strach był zbyt silny; opanował całe jej ciało. Przy zakręcie na właściwą ulice poczuła mocne szarpnięcie za ramię na wskutek czego upadła. Podniosła głowę spotykając się z brązowymi oczami, ciemnowłosego mężczyzny, który miał około czterdziestki. Uśmiechnął się zadziornie, gdy poczuła dłonie tego drugiego, nieco niższego i chudszego na swoich biodrach.

-Nikt ci nie mówił, że o takiej godzinie nie chodzi się po dworze-usłyszała za sobą głos, który najprawdopodobniej zapamięta na długo.

-W takim razie będziesz musiała ponieść tego konsekwencje-dodał drugi, a jego zimne łapska powędrowały pod jej bluzkę. Nancy próbowała stawiać opór; kopała, szarpała się i krzyczała, lecz wszystko szło na marne. Ulice były puste, więc szanse na to, że ktoś ją usłyszy były bliskie zera. I gdy straciła już ostatnią nadzieje poczuła jak ktoś odciąga obydwu mężczyzn od niej. Zdezorientowana upadła na zimny chodnik. Zadarła głowę w górę i dostrzegła ciemną postać kopiącą na przemian obydwu oprawców, zadając im mocne ciosy. Zamknęła oczy. Pisnęła kiedy poczuła ciepłe ramiona podnoszące ją do góry. Została obrócona twarzą w twarz z wybawicielem. Zaniemówiła, gdy poznała te jasno brązowe tęczówki, z którymi rozstała się, gdy była młodsza.

-Nancy...-wyszeptał.

-A..ashton-odpowiedziała jeszcze ciszej, tak, że tylko on mógł ją dosłyszeć. Ku jego zaskoczeniu odsunęła się od niego lekko. Nie zwracali uwagi na obcych mężczyzn, którzy zdążyli już zniknąć.

Byli tylko oni.
I tylko to się liczyło.

Mimo słabego światła dostrzegła jak bardzo się zmienił. Zazwyczaj kolorowe jeansy zastąpiły czarne, obcisłe rurki, a miejsce luźnej koszuli zajęła ciemna bluzka z logiem jakiegoś zespołu rockowego, którego nie znała. Blond loki chłopaka podtrzymywała granatowa badana, a na szczęce widniał trzydniowy zarost. Uśmiechał się jak zawsze ukazując swoje śnieżnobiałe zęby. Wydoroślał. Nim zdążyła zareagować rzucił się na nią zamykając w szczelnym uścisku. Jednak ona go nie odwzajemniła. Gdy po jakiś pięciu minutach postanowił wreszcie ją puścić, zaczerpnął świeżego powierza i znów spojrzał w Jej oczy.

-Odprowadzę cię-powiedział radośnie. Skinęła tylko głową nadal nie mogąc uwierzyć, że znowu Go zobaczyła. Szli w kompletnej ciszy przez kolejne dziesięć minut, dopóki nie zatrzymali się przed domem Nancy.-Spotkamy się jutro?

Ponownie tego wieczoru jego tęczówki spotkały się z jej szmaragdowymi. Ashton chyba nie widział, że brunetka wcale nie chce tego robić. Był zbyt uradowany spotkaniem jej po tylu latach. Owszem, cicho cieszyła się, że go ujrzała, lecz przypomniała sobie jak zniknął bez słowa. Jego uśmiech, który zawsze na nią działał był silniejszy.

-Dobrze-odpowiedziała, gdy wręczył jej kartkę z numerem telefonu. Obróciła się na pięcie i weszła do domu. Następnie opadła na łóżko myśląc jak bardzo ogromny błąd popełniła.

**********
Dobra, dobra. Obiecałam rozdział to jest (co z tego że spóźniony o jeden dzień), ale co do kolejnego to na prawdę nie wiem kiedy będzie. Starałam się jak mogłam, ale wydaje mi się, że nie jest z tych najlepszych. W obsadzie jest nowy bohater, więc zaglądamy tam miśki. Wszystkiego najlepszego z okazji Święta Niepodległości!


sobota, 8 listopada 2014

Rozdział Szósty

Rozdział Szósty

Czasami po prostu nie widzimy rzeczy, które są prawdziwe. Próbujemy wmówić sobie coś za wszelką cenę, bo chcemy wierzyć, że tak będzie lepiej. Ale będzie lepiej tylko wtedy kiedy nasze szczęście znajdzie tą odpowiednią osobę. 
Mówi się, że nie warto niczego planować, bo życie i tak pisze własne scenariusze, ale jeśli człowiek nie miałby żadnych planów to czym by był? Warto o czymś marzyć i co najważniejsze dążyć, aby marzenia się spełniały; zarówno swoje własne jak i czyjeś. A on marzył teraz tylko o jednym. Chciał, a może nawet i pragnął porozmawiać z Nancy i przywołać na Jej bladej twarz chociażby minimalny uśmiech, który zadowoliłby i jego. Nawet jeśli musiałby stanąć na głowie, przepłynąć nago Atlantyk czy zjeść kilo bananów, których tak bardzo nienawidził. Zrobiłby dla niej wszystko i choć wydawało mu się to absurdalne to tak po prostu było. Poprawił okulary przeciwsłoneczne mając nadzieje, że ona zaraz tu przyjdzie i zastanawiając się czy przeczytała jego drugą prośbę, którą zostawił dzisiaj w jej szafce szkolnej westchnął głęboko. Nie zaliczał się do osób łatwo poddających się, więc nadal próbował osiągnąć swój cel. Uniósł głowę patrząc w błękitne niebo, które kolorem przypominały jego oczy. Ptaki jakie latały nad Jego głową sprawiały, że się mimowolnie uśmiechnął, a słaby powiew wiatru przeszył ciało. Ubrany był w czarne jeansy, granatowy t-shirt z białym wizerunkiem sowy i czarne trampki. Siedząc po turecku zaczął wystukiwać o swoje udo pewien rytm, który ostatnio gdzieś usłyszał.
Trwał tak w zamyśleniu dopóki nie zaczął wspominać.

''Światła klubu można było zobaczyć już od zakrętu, a on lekko się uśmiechnął wiedząc co go czeka. Potrzebował tego. Potrzebował odskoczni i zabawy. Potrzebował zapomnienia. Niestety nie zdawał sobie sprawy, że stało się to pewnego rodzaju nałogiem, który go niszczył. Zatrzymał auto na ''swoim'' miejscu, a następnie otwierając jego drzwi wysiadł na zewnątrz. Nie zastanawiał się nad konsekwencjami po prostu przeszedł przez próg klubu. W nozdrzach poczuł intensywną mieszankę alkoholu, potu i dymu papierosowego, ale nie przejął się tym, ponieważ nie była to jego pierwsza wizyta w tym miejscu. Kiwnięciem głowy przywitał się z barmanem i poprosił to co zawsze zamawiał. Usiadł na barowym krzesełku i rozejrzał po sali. Zobaczył rudowłosą dziewczynę w obcisłej i bardzo krótkiej, bo tylko do połowy uda czerwonej sukience. Poprawił włosy i z dwoma drinkami w ręce podążał w jej kierunku.

-Luke, masz jakieś plany na ten wieczór?-spytał, gdy tylko jego niebieskie oczy spotkały się z jej szarymi tęczówkami. Przegryzła wargę zastanawiając się nad jego propozycją, gdy on świdrował ją od góry do dołu.

-Betty, i z wielką chęcią spędzę go z Tobą-uśmiechnęła się i podała mu swoją rękę wyrażając zgodę, aby mógł ją zabrać do tańca. Wziął ostatni łyk napoju i położył go w jakimś miejscu, którego i tak najprawdopodobniej nie będzie potem pamiętał. W czasie tańca do jakiejś typowo, klubowej muzyki ich ciała wyginały się i ocierały o siebie, a oni czerpiąc z tego przyjemność mówili sobie czułe słówka . Czuli jak przepływa przez nich energia i prąd, gdy składali sobie pocałunki.''

Przerwał, kiedy za krzaków dosłyszał cichy szum liści. Odwrócił głowę w kierunku hałasu. I ujrzał Nancy ubraną w wiśniowy sweter, czarne jeansy i ciężkie buty. Jej brązowe włosy opadały na bladą twarz, a piękne, zielone oczy były takie same. Puste. Posłał jej uśmiech, ale nie otrzymał nic w zamian. Westchnął ciężko, ale nadal jego usta były uniesione w górę. Stawiała kolejne, wolne kroki w jego stronę tak jakby bała się i chciała mieć pewność, że może zaraz zawrócić.

-Cieszę się, że przyszłaś-powiedział, gdy tylko zbliżyła się na tyle, aby mógł ją dosłyszeć.- Wiem, że to może dziwne i dość...

-Przyszłam tu, bo chyba musimy coś wyjaśnić-zaczęła, a jego uśmiech lekko przygasł. Poprawił nerwowo włosy i czekał na dalszą odpowiedz dziewczyny.- Nie interesuje mnie kim jesteś, nie interesuje mnie co robisz i nie interesuje mnie co myślisz.

-Ale...

-Po prostu odwal się ode mnie, zapomnij, że w ogóle istnieje i daj mi i sobie normalnie żyć-spojrzała mu w oczy bez jakichkolwiek uczuć. Widziała jak chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili rezygnował tak jakby zastanawiał się czy powinien.

I w tym czasie poczuła, że on rzeczywiście jest inny.

Że ma w sobie coś co go wyróżnia.

Że robi to z własnej, nieprzymuszonej woli.

Ale ona nie mogła go, od tak po prostu wpuścić do swojego życia z brudnymi butami i powiedzieć wszystko co czuła i dusiła w sobie przez ten cały czas. Nie wiedziała czy powinna mu ufać i mimo, że jakiś, mały, ledwo dosłyszalny głosik w jej głowie podpowiadał, że powinna spróbować to odrzucała go z myślą, że znowu zostanie skrzywdzona. Kurczak jaki zjadła na obiad zaczął przewracać się w żołądku, a przez całe ciało, od stóp po głowę przeszedł ciepły powiew dreszczu, lecz on chyba tego nie dostrzegł. Popatrzyła jeszcze raz w jego błękitne oczy i odwracając się na pięcie odeszła zostawiając go samego bitymi się myślami.

**********
Łoooo wyświetlenia i komentarze rosną co mnie bardzo cieszy!
Jesteście zajebiści!
Dobra wiadomość! Zamówiłam szablon i został przyjęty. Nareszcie będzie coś porządnego.
Tu macie bloga na, którym wraz z kilkoma innymi dziewczynami piszemy pomysły na opowiadania Klik. Nie zabijajcie mnie za ten rozdział, ale mogę podpowiedzieć, żebyście wzięły wszystko na logikę to może się czegoś domyślicie. Następny najprawdopodobniej w poniedziałek i pojawi się nowy bohater. :))) Kocham Was!

czwartek, 6 listopada 2014

Rozdział Piąty

Rozdział Piąty

Stawiała wolne kroki na szarej, przybrudzonej posadzce. Dochodziła dopiero trzynasta, a jej klasa była zwolniona z dwóch ostatnich lekcji. Aby się nie męczyć postanowiła zostawić książki w swojej szafce szkolnej o numerze osiemdziesiątym-trzecim znajdującej się na samym parterze. Przecisnęła się powoli przez tłum rozgadanym ludzi i stanęła przy niej następne ją otwierając; włożyła do niej większość książek, a także kilka kolorowych zeszytów. Mebel był jasno-żółty w całkiem dobrym stanie wykonany z metalu lub innego podobnego materiału. Trzasnęła drzwiczkami bardzo mocno. Zwróciła uwagę na spadającą powoli białą karteczkę, która właśnie wypadła z Jej szafki.
 
Ale czy to możliwe?
 
Czy to możliwe, że była do Niej?
 
Podniosła ją i niepewnie rozwinęła jasny kawałek papieru wyrwany z jakiegoś zeszytu.

,,Dzisiaj o 17 w kawiarni ''Złota Jama'', proszę przyjdź''

Wiedziała kto mógł być adresatem tego jakże tajemniczego listu i mimo, że nawet przez chwile zastanawiała się czy przyjść to niemalże od razu odrzuciła tą myśl, ponieważ po co miała się tam zjawiać? Zgniotła kartkę i wyrzuciła ją do kosza stojącego przy wyjściu. Gdy pojawiła się na betonowych schodach, a zimny wiatr zawiał jej włosy do tyłu nasunęła na nos czarne, przeciwsłoneczne okulary, aby uchronić się przed słońcem wychodzącym co chwile za chmur. Jej dom nie był wcale, aż tak daleko od szkoły; musiała przejść zaledwie cztery uliczki. Stawiała kolejne kroki wsłuchując się w muzykę rozbrzmiewającą w jej słuchawkach.
 
''Trwając w mojej udawanej grze,
gdzie zabawa nie ma końca.''
 
''Nie moge iść znowu sama do domu,
potrzebuje kogoś by ukoił ból.''
 
''Trwając  w mojej udawanej grze,
gdzie zabawa nie ma końca,
nie mogę znów wrócić sama do domu,
potrzebuje kogoś by ukoił ból.''

Poczuła jak zderza się z kimś i próbując zachować przed chwilą naruszoną równowagę podniosła głowę do góry. Jej szmaragdowe oczy, w których kącie ukrył się strach spotkały się z zimnym, błękitnym spojrzeniem. Stała tak próbując ukryć przerażenie jakie opanowało jej ciało. Nie sądziła, że sprawa się, aż tak się potoczy. Że spotka tą osobę, którą tak bardzo pragnęła uniknąć. Poczuła jak ręka uderza w jej blady policzek, a ona sama lekko chwieje się chcąc ponownie złapać równowagę.
-Jesteś gównem, Nancy..po prostu nic nie wartą dziwką-jad jakim przesączony był głos, wręcz ranił każdy kawałek Jej ciała; zarówno psychicznie jak i fizycznie. Ale nie mogła się czegoś innego po niej spodziewać, bo w końcu taka była Alice. Stojąca przednią typowa blondynka z wrednym, bezczelnym uśmiechem miała na sobie czarną bluzkę odsłaniającą pępek, która idealnie eksponowała duże piersi dziewczyny i  lekko różową spódniczkę pokazującą długie nogi. Nancy próbując ją ominąć znowu poczuła piekący ból na lewym policzku, który przybrał jeszcze intensywniejszy odcień czerwonego. Chcąc przybrać pewniejszą postawę ciała zmusiła się do wypowiedzi.

-Czy mogłabyś...-szepnęła cicho, ale Alice doskonale wiedziała w jakim stanie jest stojąca przed nią brunetka i bardzo dobrze to wykorzystywała.

-Nie nie mogłabym nic dla ciebie zrobić!

Mało brakowało, a kolejny raz Nancy poczuła by ten ból. Jednak powstrzymała ją obca, silna ręka, która złapała kończynę blondynki dosłownie kilka centymetrów przez twarzą Nancy. Cicha radość, która wypełniła ją tylko przez ułamek sekundy znikła zaraz po tym, gdy zobaczyła kto jest jej wybawcą. Sam Luke Hemmings stał z kamienną miną, za którą próbował ukryć wściekłość. Mina Alice zżęła, ale od razu po tym poprawiła swoje blond włosy i uśmiechnęła się uroczo puszczając Mu oczko. Nie odwrócił się jednak gdy odchodziła. Stał na przeciw Nancy wpatrując się w nią oczami pełnymi troski. Odczuwał ból kiedy ona nic nie zrobiła, nie zareagowała, nie uśmiechnęła się. Ominęła go tylko zostawiając na chodniku samego, ale to nie trwało długo.

-Poczekaj!-krzyknął, ale ona nie zareagowała. Stawiała szybkie kroki chcąc jak najszybciej znaleźć  się w swoim łóżku, a on jak na złość pojawił się przy Niej odgradzając potencjalne miejsce ucieczki.

-Śpieszę się.

-Daj mi się odprowadzić...-spojrzał w jej oczy pragnąc odczytać jakiekolwiek emocje, ale nic; ta cholerna pustka zaczynała być przerażająca. Zaczynał wątpić w swoje szanse na jakiekolwiek zbliżenie do Nancy, a bardzo tego chciał. Nie rozumiał dlaczego jakaś niewidzialna siła pchała Go do niej, ale tak było i nie mógł nic na to poradzić.

-To może chociaż kurwa podziękuj!-krzyknął, a Nancy momentalnie skuliła się na podniesiony głos. Nie lubiła takich sytuacji, ale zdawała sobie sprawę, ze błękitnooki miał racje. Uratował Jej w pewien sposób życie i należały mu się jakieś podziękowania. Poczuł poczucie winy kiedy zobaczył jak zareagowała. Zdawała się być taka lekka, niewinna i zagubiona.

I mógł przysiąść, że przez moment, może nawet minimalną setną sekundy, albo mniej zobaczył w jej oczach strach. Ale to uczucie znikło niemal od razu, a jej oczy znów były wyssane z emocji.

A może to tylko wyobrażenie?

-Dziękuje...

I odeszła powstrzymując cisnące się łzy.

********

Ten rozdział miałam podzielić na dwie części, ale stwierdziłam, że nie będę wam wrzucać takiej mega krótkiej, więc o to jest. Dziękuje wam za 1141 wyświetleń! Jesteście najlepsi! <3


niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział Czwarty

Rozdział Czwarty

Próbował powstrzymać opadające powieki, ale były one zbyt ciężkie jak na teraz, aby mógł spokojnie słuchać wykładu o tkankach roślinnych trwający już  dobre pół godziny. Aby nie popaść w stan głębokiego snu schował ręce pod ławkę podnosząc przy tym głowę i delikatnie rozejrzał po sali. Tak jak sądził Calum cicho chrapał, a reszta klasy była w podobnym stanie; albo spała, albo była już temu bliska. Tylko Nancy (tym razem przy sprawdzaniu obecności dosłyszał jej imię) siedziała podparta jedną ręką o stół i jak zgadywał również walczyła ze zmęczeniem, a jej czarno-szare i lekko zabłocone buty na grubej podeszwie delikatnie szurały po błękitnej posadzce. Kiedy dźwięk dzwonka sygnalizujący koniec lekcji na dziś rozbrzmiał w uszach wszystkich do tej pory ledwo żyjących uczniów, a nauczycielka od biologii pokazała gestem ręki, że lekcje uważa za zakończoną wszyscy nagle pobudzeni wybiegli z klasy; tylko Nancy powoli zbierała książki. Nie była chyba świadoma obecności Luka, który bacznie przyglądał się Jej poczynaniom z zainteresowaniem goszczącym na twarzy. Kiedy już zapięła granatowy plecak i podążała do wyjścia, a blondyn upewnił się, że na korytarzu nie ma wielkiego tłumu podążył za nią. Szedł tuż za brunetką stawiając równoległe kroki, ale ona zdawała się tego nie zauważać będąc bardzo zamyśloną i nieobecną. Przed samymi drzwiami niepewnie klepnął ją po ramieniu, a brunetka powoli zatrzymała się odwracając w jego stronę.  Skierowała swój wzrok na jego twarz wyczekując, aż słowa nienawiści wypłyną z jego bladych, wąskich ust.

I zobaczył.

Zobaczył piękne oczy o kolorze ciemnej zieleni z żółtymi plamkami po bokach.

Zobaczył pusty wzrok, bez jakichkolwiek emocji, który wpatrywał się w jego niebieskie oczy.

Zobaczył najpiękniejsze oczy na świecie, które nie pasowały do ich właścicielki.

Luke wyobrażał sobie, że jej oczy będą czarne, może szare, ewentualnie brązowe, ale nigdy nie przyszło mu do głowy, że będą, aż tak wyjątkowe. Nie wiedział dlaczego. Może przez jej styl ubierania, który był przeciwieństwem jej oczu, bo Nancy zawsze chodziła ubrana na ciemno, smutno, czarno, a jej zielone oczy wręcz wyrażały chęć życia.
W przeciwieństwie do niej były bardzo pogodne, lecz puste...

-Tak sobie pomyślałem, że może chciałabyś iść na spacer...-wyjąkał ledwo, budząc się z hipnozy kilkakrotnie migając i modląc się, aby się zgodziła. Nancy była zaskoczona, bo od dawna nie słyszała takiej propozycji od tak przystojnego chłopaka jakim był Luke. Zaskoczenie idealne ukryła na twarzy tak jak to robiła zawsze kiedy w grę wchodziły jakiekolwiek uczucia.

-Nie mogę. Moja babcia jest chora. Pa- nim zdążył coś odpowiedzieć dziewczyna zdążyła już zniknąć za drzwiami. Kłamała, a on doskonale o tym wiedział. 

Rozczarowany, a także lekko zdenerwowany wysłał wiadomość do swojego kolegi z prośbą o natychmiastowe spotkanie; to był jego plan B. Opuścił budynek szkolny i usiadł na ceglanym murku przed nim. Pogoda była całkiem przyjemna jak na jesień. Lekki, ale chłodny wiatr uderzał w jego twarz, a słońce, które zaczynało wychodzić za szarych chmur oświetlało kawałek ulicy. Wyglądało to jak wyciągnięte prosto z filmu, kiedy to bohater dostaje jakiegoś oświecenia. Tym kawałkiem ulicy, przeciętnym krokiem szedł brunet uśmiechając się lekko pod nosem i wkładając ręce do kieszeni granatowych spodni. Czarna koszulka z logiem Iron Maiden eksponowała jego szerokie ramiona, a czarne vansy przed kostkę zdobiły stopy.

-Mam pytanie-zaczął od konkretów, a twarz towarzysza przybrała poważniejszy wygląd. Jego oczy delikatnie się rozszerzyły, a ręce nerwowo zaczęły poprawiać sterczące włosy.- Chodzi o Nancy....

-O Boże człowieku... trzeba było tak od razu-odpowiedział spokojniej, a sam Luke postanowił nie zastanawiać się o czym myślał towarzyszący Mu chłopak.-Co chcesz wiedzieć?

-Dlaczego...dlaczego ona jest taka taka taka...

-Inna? Spokojna? Tajemnicza? Nieporuszona? Sekretna? Enigmatyczna?-zaczął wymieniać dopóki Luke mu nie przerwał.

-Wiesz w ogóle co to znaczy enigmatyczny?

-Nie mam czasu, Luke, więc szybciej-zgrabnie wymigał się z tematu dobrze wiedząc, że słowo ''enigmatyczny'' przez przypadek przemknęło mu kiedyś przez ucho i nie wiedział w ogóle co ono oznaczało.

-Dlaczego się tak zachowuję?-w końcu te pytanie opuściło jego usta, a on sam spuścił swój błękitny wzrok z Caluma na ciemną ziemie. Przez chwilę panowała niezręczna cisza przy, której tak jakby mulat zastanawiał się czy powinien odpowiedzieć na to pytanie, bo swoją drogą nie powinien się mieszać w te sprawy o ile to w ogóle były ''ich'' sprawy. Luke był nowym uczniem i z jednej strony miał jeszcze czas, aby się czegoś dowiedzieć, ale z drugiej jeśli się nią zainteresował to może mógł by jej jakoś pomóc? Zmarszczył brwi wysilając się na intensywne myślenie, do którego nie był do końca przyzwyczajony. Po zniecierpliwionym spojrzeniu Hemmings'a i jakże długim rozważaniu w końcu się poddał.

-Ona ma depresje.
 


sobota, 1 listopada 2014

Rozdział Trzeci

Rozdział Trzeci

-Kationy to jony o ładunku dodatnim, które łączą się z anionami z ładunkiem ujemnym...-słowa Pani Morren odbijały się od ciemno-zielonej tablicy i próbowały dotrzeć do niego; niestety bez skutecznie. Jego wzrok przyciągało coś znacznie bardziej interesującego. Siedziała w ławce przed nim. Ta sama dziewczyna, na którą wpadł poprzedniego dnia kiedy próbował znaleźć gabinet dyrektorki i również ta sama, która uciekła od razu gdy go zobaczyła. Jej długie, lekko kręcone włosy najprawdopodobniej od deszczu związane były w koński ogon, a blade ręce próbowały kreślić coś na kartce. Zdawała się być nieobecna, a on jeszcze nie wiedział, że tak było codziennie. Jego postawione na żel włosy odsłaniały błękitne jak ocean oczy, które wręcz mówiły o pogodnym nastroju blondyna. Biały top bez rękawów z logiem zespołu Nirvana odsłaniał przypakowane ramiona chłopaka, a czarne rurki podkreślały wręcz nienaturalnie, chude nogi. W wardze czarny kolczyk oddawał pewnego rodzaju charakter buntownika, a szeroki uśmiech na bladych ustach wydawał się bardzo szczery. Wystukiwał o ławkę pewien rytm, który ostatnio wpadł mu w ucho i nie chciał go opuścić. Cały czas świdrował jej sylwetkę od góry do dołu i choć mogło to być niegrzeczne i chamskie to nie mógł się powstrzymać. Intrygowało go jak się nazywa, co lubi robić i czemu nie słucha nauczycielki, która rzeczywiście nie była jakoś przekonująca. Szturchnął lekko swojego sąsiada z ławki, a ten skierował na niego swoje czekoladowe spojrzenie. Niemal kruczoczarne włosy opadały mu na twarz, która wyrażała ewidentnie znudzenie i zmęczenie. Bez używania słów pokiwał głową na brązowowłosą dziewczynę, a mulat przemieszczając swój zmęczony wzrok z niego na nią i z powrotem wzruszył niedbale ramionami. Postanowił użyć jednej metody, która zawsze działała w jego poprzedniej szkole.

-Mam pytanie?-krzyknął z końca sali i zyskał przy tym zainteresowanie wszystkich uczniów. Wszystkich tylko nie jej. Starał się jednak nie poddawać pragnąc tak bardzo zobaczyć oczy dziewczyny, bo jak sobie wyobrażał były by równie tajemnicze co ich właścicielka.

Oczy były dla niego czymś niezmiernie ważnym. Nie widział do końca dlaczego, ale myślał, że chodziło tu o odczytywanie uczuć i kłamstw. Robił to zawsze, kiedy nie wiedział czy zaufać danej osobie patrzył na jej oczy i choć niektórym mogło się to wydawać chore to dla niego było normalne.
 
-Więc podziel się nim z nami Luke.

-W jakiej sytuacji przydadzą mi się te wszystkie jony, równania i wzory? Bo na prawdę nie umiem sobie sam na nie odpowiedzieć-zadowolony uśmiech nauczycielki znikł tak szybko jak się pojawił. W klasie zaczął panować gwar po między sąsiednimi ławkami, a on nadal patrzył to na Panią Morren to na nieznajomą dziewczynę chcąc, aby obdarowała go swoim spojrzeniem. Nawet siedzący koło niego Calum podniósł się z pozycji leżącej do siedzącej wyraźnie zainteresowany konwersacją.

-Jak będziesz miał dzieci to będziesz musiał jakoś im to wytłumaczyć, a jak zamierzasz to zrobić skoro nie uważasz?

-Nie zamierzam mieć dzieci-stwierdził całkiem zadowolony. Brązowowłosa kobieta chcąc coś odpowiedzieć otworzyła usta, ale z powrotem je zamknęła kiedy to po całym budynku rozległ się dźwięk dzwonka oznaczającego koniec lekcji na ten dzień. Nie minęło nawet pół minuty, a sala była całkiem pusta. Jednym, szybkim ruchem zgarnął książki do plecaka i wybiegł na korytarz szukając znajomej głowy. Gdy dostrzegł swój cel zdecydowany szedł omijając różne osoby stanowiące teraz tylko przeszkody. Jednak nie trwało to długo. Nieznajoma postać ładnej blondynki stanęła przed nim zagradzając mu drogę.

-Hej. Jesteś Luke?-zapytała uśmiechając się uroczo i lekko wypięła swój duży biust w jego stronę. Kiwnął głową nie zwracając na nią większej uwagi.

-Jestem Alice. Miło mi cię poznać-było w niej coś takiego, że nie musiał jej dobrze znać, aby wiedzieć, że jest dość pusta i kłamliwa. I w tym się nie mylił. Alice rzeczywiście taka była, a mimo to była obiektem pożądania wszystkich mężczyzn w szkole. Posłał jej lekki uśmiech wychylając się nad nią, aby dostrzec gdzieś w tłumie kawałek sylwetki skręcającej w stronę wyjścia.

-Pomyślałam sobie, że może chciałbyś wpaść do mnie czy coś...-nie widziała, że blondyn wcale nie jest zainteresowany, ale on nawet nie słuchając przytakiwał bezmyślnie.

-Muszę iść-rzucił szybko zostawiając samotnie oburzoną dziewczynę na środku korytarza i zaczął biec w kierunku wyjścia. Nie wiedział do końca dlaczego to robi, ale coś ciągnęło go do niej. Jakaś niewidzialna siła, której nie potrafił się do końca oprzeć. Pchnął drzwi, a zimne powietrze oblało jego ciało. Rozglądał się we wszystkie kierunki, ale nie umiał jej dostrzec. Zniknęła bez śladu jak dziecko we mgle. Zawiedziony ruszył wolnym krokiem do swojego domu.

Ta dziewczyna była chodzącą zagadką, której jeszcze nikt nie mógł rozgryźć, a jego bardzo to interesowało. Budziła w nim ciekawość i pragnienie poznania jej osobiście.
Ale wtedy jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że poznanie jej wcale nie będzie takie proste.

**********

Usunęłam modernizacje komentarzy, bo zorientowałam się, że to może irytować. Dodałam zakładkę blogi czytelników, które czytam (to taka reklama), możecie sprawdzić, czy znajduje się tam wasz, a jeśli nie zostawicie linka właśnie tam. W 'Obsadzie'' pojawiło się trzech nowych bohaterów. Nie chce się skarżyć, bo wiem, ze trzy osoby komentują co mnie niezmiernie cieszy, ale jest pięciu obserwatorów bloga i codziennie około 100 wyświetleń, więc nie rozumiem trochę tego. Jeśli chodzi o zakładkę ''Cytaty'' to tam możecie wstawiać swoje ulubione.
I takie pytanie do was : 'Czy macie kogoś kto zrobi mi ładny szablon na bloga, ponieważ sama nie umiem, a przydałaby się taka ozdoba?''

Do przeczytania miśki. <3

piątek, 31 października 2014

Rozdział Drugi

Rozdział Drugi

Tego dnia było naprawdę bardzo gorąco, a sam fakt, że był dzisiaj czwartek jeszcze bardziej sprawiał, że w powietrzu unosiło się zmęczenie. Silny wiatr z północy zwiał jej włosy do tyłu odsłaniając wystające kości policzkowe i lekko spierzchnięte usta. Gorące słońce padało na jej twarz sprawiając, że zaczęła lekko błyszczeć podobnie jak diament.

-Mamo, dzisiaj wrócę około piętnastej-poinformowała rodzicielkę kiedy wychodziła rano do szkoły . Mimo swojego stanu psychicznego zdawała sobie sprawę, że nie może zaniedbać nauki, która dla jej mamy była szczególnie ważna, lecz dla niej samej już nie koniecznie. Jej mama chciała, aby skończyła szkołę z całkiem dobrymi ocenami i może kiedyś znalazła jakąś prace; w przeciwieństwie do niej wyobrażała sobie przyszłość. Czarne, wojskowe buty na grubej podeszwie obijały się z szuraniem o ciemny chodnik. Miała na sobie czarne jeansy, szarą bluzkę z białą, trupią czachą i skórzaną kurtkę, a mimo to nadal było jej zimno. Otuliła swoją szyje bawełnianym szalikiem przeklinając w myślach słowa jej matki, która była niezmiernie uczulona na zdrowie swojej córki, ale czego innego można byłaby się spodziewać po samotnej, nadopiekuńczej matce, która w dodatku jest lekarzem?
Jej oczy skierowały się na znajomy dom Państwa Scottów przed, którym stał trochę siwy i starszy już mężczyzna. Pan Jackson był bardzo sympatyczną i miłą osoba, która podobnie jak jego żona- Elizabeth służyła pomocą sąsiedzką niezależnie od tego czy chodziło o cukier do ciasta, pożyczony podjazd, przechowanie kilku kartonów czy pomoc w ogródku. Widziała jak z lekką trudnością wywoływaną wiekiem próbuje kucać nad grządką i zasadzać krokusy. Nie znała jakoś szczególnie rodzajów kwiatów, ale na tym właśnie kawałku ziemi od zawsze, odkąd pamiętała rosła tylko ta odmiana. Kiwnęła głową chcąc niemie, bez używania słów powitać się z nim, a ten nawet tego nie zauważając dalej oddawał się swojej czynności. Przeszła przez furtkę, która lekko zaskrzypiała, a później wyciągnęła z pod czarnej wycieraczki klucz otwierając drzwi. Była zbyt nieodpowiedzialna i zapominalska, aby nosić go przy sobie. W jej nozdrza wkradł się zapach świeżych, smażonych naleśników pochodzący z kuchni. Poszła do swojego pokoju wiedząc, że Sarah nie ma jeszcze w domu. Zapaliła srebrną lampkę stojącą na biurku i wyciągnęła zeszyt pełniący funkcje jej pamiętnika. Był on swego rodzaju przyjacielem.

Jedynym przyjacielem, któremu mogła wszystko powiedzieć mając jednocześnie stuprocentową pewność, że to nie wyjdzie na jaw. Otworzyła go na pierwszej lepszej stronie, a szary długopis sam zaczął pisać słowa; wpadła w swego rodzaju trans.

 
''Im dłużej żyje tym większą mam pewność, że jestem do niczego. Boję się tych wszystkich spojrzeń ludzi, których mijam na ulicach. Ale najgorzej jest w szkole. Alice jest straszna i budzi mój respekt chyba najbardziej ze wszystkich ludzkich potworów. Ta pogarda wymalowana w Jej oczach przenika przeze mnie jak tornado po małym, bezbronnym miasteczku zostawiając po sobie tylko marne resztki. Ja wiem co myślą ludzie, ale chyba najbardziej boli to, że ich jest coraz więcej. Ta świadomość mnie niszczy...Mogę nawet stwierdzić, że ten chłopak, który dzisiaj wpadł na mnie przed historią zacznie również się mną brzydzić, ale wiesz co?

W sumie to i tak jest mi to obojętne....''


**********

Z góry mówię, że na razie rozdziały są takim wprowadzeniem, ale już w następnym poznamy, nowego i bardzo ważnego bohatera. Przypominam o ankiecie i cytatach :)))
I Wesołego Halloween.



środa, 29 października 2014

Rozdział Pierwszy

Rozdział Pierwszy

Nadchodziła jesień, a wrześniowe liście powoli nabierały odpowiednich kolorów. Słoneczne promienie odbijały się w kroplach rosy na jeszcze zielonej, lecz już trochę słabszej trawie. Kasztanowiec stojący w kącie ogrodu, o grubym, brązowym pniu i z ogromną ilością liści przywoływał wspomnienia. Minął rok; równy rok od kąt jedno wydarzenie zmieniło jej życie. Miękki materac lekko uginał się pod ciężarem ciała. Łóżko od dłuższego czasu stało się jej azylem; miejscem spokoju i ciszy. Na bladych ramionach pojawiła się gęsia skórka, ale nie zwracała no to uwagi. Gdyby nie lekki, prawie nie dosłyszalny oddech i klatka piersiowa, która powoli unosiła się i opadała wyglądałaby jak trup, którym poniekąd była. Do jej uszu docierał tylko dźwięk kropli deszczu obijających się o parapet; na zewnątrz budynku musiało być całkiem zimno i ponuro. Uchyliła lekko powieki patrząc tempo w  śnieżno-biały sufit. Przenosiła swój wzrok powoli tak jakby bała się, że ujrzy za dużo. Widziała co znajdowało się w pokoju i przywoływało wspomnienia, ale niestety tylko te złe, bo dobrych już nie pamiętała. Wszystko co dobre odeszło razem z nim tamtego dnia. Zobaczyła ogromną jasno-brązowa szafę przed, którą niegdyś potrafiła przesiadywać godzinami, aby pokazać się mu z jak najlepszej strony, laptop przez, który rozmawiała z nim każdej deszczowej nocy i stary, zniszczony zeszyt. Jego zeszyt w, którym pisał wiersze specjalnie dla niej. Te wiersze były odzwierciedlenie jego duszy i uczuć jakie do niej żywił. Nawołanie jej matki dotarło do pokoju i obijało się o ciemno-szare ściany. Wstała ociężale wiedząc dobrze, że lepiej będzie jeśli pójdzie tego dnia do szkoły. Jej mama nie potrzebowała więcej zmartwień wywoływanych przez nią, a ona doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Otworzyła ogromną, jasno-brązową szafę stojącą w kącie pokoju starając się nie zwracać uwagi na czerwoną, rozkloszowaną sukienkę, którą dawno chciała wyrzucić, ale nie potrafiła, bo wszystko tkwiło w wspomnieniach. Ubrała czarne jeansy i jeden ze swoich ulubionych, rozciągniętych, szarych swetrów. Zeszła na dół nie zwracając uwagi na swoje potargane włosy i podkrążone oczy. Podchodząc codziennie rano do lustra widziała smutną, zaniedbaną dziewczynę, która na pierwszy rut oka zdawała się być po prostu nie wyspana, ale gdy spojrzało się w jej oczy można było dotrzeć cierpienie i ból. Kilka razy rozważała samobójstwo, ale w ostateczności nie miała nawet siły wstać z łóżka, a co dopiero szukać jakiś tabletek nasennych czy iść na pobliski most, więc rezygnowała. Poza tym nie chciała zadawać swojej mamie kolejnego problemu jaki było by załatwienie trumny i kosztami pogrzebu, ale to nie była prawda, bo matka kochała ją z całego serca.
Kobieta powitała ją ciepłym uśmiechem tak jak to miała zawsze w zwyczaju. Jej średniej długości, brązowe włosy opadały kaskadami na ramiona, a oczy patrzyły na swoją córkę z troską i miłością.

-Kochanie za godzinę masz szkołę.

-Wiem mamo, wiem- powiedziała nie wysilając się nawet na krzywy uśmiech. Jej mama była jedyną osobą, która widziała jak cierpi, jak płacze, jak miewa ataki złości i agresji, ale pogodziła się z tym. Wiedziała, że nie zmieni zachowania swojej córki chociaż bardzo tego chciała. Chciała jej pomóc. Niestety nie potrafiła, a każda wizyta u lekarza ją w tym uświadamiała. Jednak nadal wierzyła, że kiedyś jej córka szczerze się uśmiechnie. Chciała w to wierzyć, bo tylko to, oprócz akceptacji jej pozostało.

-Proszę-podała jej śniadanie do szkoły i butelkę niegazowanej wody, którą bardzo często piła. Mruknęła tylko ciche ''dziękuje'' i wróciła do swojego pokoju znajdującego się obok sypialni rodzicielki i salonu. Spakowała potrzebne książki i przybory do szarej torby. W korytarzu wsunęła swoje chude stopy w stare, zniszczone trampki i wyszła na zewnątrz. Dość chłodne powietrze uderzyło ją w bladą twarz, która od razu stała się lekko czerwona jednak nie przejęła się tym zbytnio. Wsłuchiwała się w piosenkę lecącą w Jej nowych, niebieskich słuchawkach.
 
,,Bóg wie co schowane jest w tych słabych i pijanych sercach''
,,Bóg wie co schowane jest w tych słabych i zapadniętych oczach''
,,Ognisty tłum niemych aniołów daję miłość, ale nie otrzymuję niczego w zamian'' (...)
,,Bóg wie co schowane jest w tym świecie bez znaczenia za łzami, w kłamstwach''
,,Tysiące powoli umierających zachodów słońca''
 
Stawiała wolne kroki przyglądając się otoczeniu zupełnie jakby szła tędy pierwszy raz, ale w rzeczywistości chodziła tędy od zawsze. Typowe londyńskie osiedle. Dom przy domu, po obydwu stronach ulicy drzewa i chodniki, piękne ogródki, szczęśliwie zakochane pary, dorośli spieszący się do pracy i ona; osoba tak bardzo wyróżniająca się z tłumu. Nie była gorsza. Była po prostu inna. I nie chodziło tu tylko o wygląd, który odstraszał niektórych przechodniów. Chodziło o świat jaki ją otaczał i o jego pogląd. Widziała go tylko smutnym, szarym i bez jakiegokolwiek sensu. Nie postrzegała kolorów, które kiedyś potrafiła zobaczyć wszędzie. A to wszystko zmieniło się dokładnie rok temu, trzynastego września, kiedy było wyjątkowo ciepło, a dzień zapowiadał się na prawdę wspaniale.
 
I to właśnie przez ten jeden dzień zmieniło się wszystko w co do tej pory wierzyła Nancy Torres...


**********

Hej. Jako, że jest to pierwszy rozdział jest kilka spraw :
A. Rozdziały będą miej więcej tej długości i będziecie mogli je zobaczyć najprawdopodobniej w soboty, ale tego nie obiecuje, bo równie dobrze mogą być w niedziele, poniedziałek czy czwartek.
B. Fajnie by było gdybyście odwiedzili zakładki i dowiedzieli się czegoś między innymi o obsadzie(w ciągu kolejnych rozdziałów dodam jeszcze kilku bohaterów) i fabule, a także wpadli do ''Od Autorki''.
C. Jeśli chodzi o zwiastun to już został zamówiony, więc mam nadzieję, że także niedługo się pojawi. Jestem wdzięczna za każdy komentarz i oddany głos w ankiecie po prawej stronie.
D. Możecie też zaobserwować bloga po prawej stronie i jeśli możecie to reklamujcie jakoś to opowiadanie, a jeśli chcecie to odwdzięczę się tym samym.
E. Nie wiem czy zauważyliście, ale jest zakładka ''Cytaty'', i miło by było gdybyście pod rozdziałem napisali jakiś cytat, który uważacie za rzeczowy, ciekawy, mądry lub śmieszny.
Bo pamiętajcie, że to w pewnym sensie wy tworzycie blog.

Drugi rozdział już niebawem! Enjoy! <3
 

niedziela, 26 października 2014

Prolog

Prolog

Zdajesz sobie sprawę czym jest depresja?
Jak się domyślam uważasz to za jedną z chorób psychicznych?
 A osoby dotknięte tą chorobą masz za gbury?
 
Rzeczywistość jest inna. Zdecydowanie inna. Depresja to nie tylko brak chęci do życia i smutek. To też myśli samobójcze i okaleczanie się. To duszenie w sobie emocji i postrzeganie świata w czarnych barwach.
Wiesz ile osób cierpi na depresje?
 
Około dziesięć procent całej populacji, a te liczby nadal rosną, a przyszło ci kiedyś do głowy, że może osoba z twojej szkoły, klasy, osiedla, klatki schodowej jest chora? A może twoja najbliższa przyjaciółka, mama, albo sąsiadka?
Ale każde schorzenie musi mieć swój początek prawda?
Zapraszam cię do Jej świata. Świata gdzie ból to codzienność, a krzyk i łzy to norma.

Jej historia zaczęła się jak bajka. Siedemnastoletnia dziewczyna przyjeżdża do nowego miasta, poznaje przyjaciół, zakochuję się z wzajemnością w chłopaku i po prostu jest szczęśliwa, ale coś poszło nie tak. Zdecydowanie nie tak....
 

-Dlaczego mi to robisz? Dlaczego!-krzyczała, a on nadal się od niej oddalał bez żadnego skrępowania tak jakby nic się przed chwilą nie wydarzyło.-Jesteś zerem, pierdolonym sukinsynem, bezdusznym dupkiem. Potworem!
Krzyk nasilał się z każdą kolejną sekundą, a słone łzy spływały po jej czerwonych z żalu policzkach. Upadła na kolana nie mogąc już dalej walczyć. Poddała się, bo nie widziała żadnej szansy, ale w głębi duszy miała minimalną nadzieje, że on wróci. Nadal wściekła, smutna, zraniona, zdradzona i porzucona. Czuła jak Bóg odbiera jej resztki świata. Była jak wrak człowieka. Jak ciało bez duszy. Cierpiała, gdy znikał w mgle. Odwrócił się ostatni raz patrząc na nią swoimi szarymi oczami, których znaczenia nie potrafiła teraz opisać. Było w nich coś czego nigdy wcześniej nie widziała. Coś magicznego, a zarazem okrutnego. Zimny wiatr zaczął się nasilać, a jej ciało skuliło się mocno na mokrej od deszczu trawie. Przestała krzyczeć, a cisze przerywał tylko szelest liści i śpiew ptaków. Liczyła, że gdy zobaczy do jakiego stanu ją doprowadził zawróci i powie, że wszystko będzie dobrze, ale niestety tak się nie stało. Odszedł tak po prostu nie podając nawet większego powodu. Zostawił ją samą, bo nie zniósł Jej problemów. Nie wiedział, że jego odejście będzie miało takie poważne skutki...