Rozdział Siódmy
Ten dzień minął Nancy dość spokojnie. Nie utrzymywała kontaktu z blondynem, a on też chyba sobie odpuścił. Mijali się na korytarzach, przy toaletach i w klasach, ale obydwoje ignorowali się, a przynajmniej Nancy tak się wydawało. Próbowała sobie wmówić, że cieszy się z zachowania blondyna, który poświęcał swoją uwagę innym dziewczynom, lecz w rzeczywistości czuła się względem jego dość dziwnie. Zaciskała jednak zęby i odwracała wzrok, kiedy mijała go robiąc dokładnie to samo co on. Nie wiedziała, dlaczego się tak zachowuje, ale uważała, że tak być powinno.
A może jednak nie?
Było już ciemno, gdy wychodziła ze szkoły. Pani Morris poprosiła ją, aby poszła do bibliotek i pomogła poroznosić kilka książek na odpowiednie półki. Nie chciała i w myślach przeklinała ją, ale nie potrafiła odmówić. Otuliła się jeszcze bardziej bawełnianym szalikiem i przyśpieszyła kroku. Nienawidziła chodzić tak późno po dworze. Latarnie słabo oświetlały ulice, więc nie widziała za dużo. Jednak kątem oka dostrzegła dwóch starszych mężczyzn stojących pod jedną z nich.
-Ej Kotku!-krzyknął jeden, gdy ich mijała. Otworzyła szerzej oczy i przyśpieszyła kroku bojąc się o siebie coraz bardziej. Gdy usłyszała kolejne nawoływania i zaczepki zaczęła biec. Nie odwracała się, aby sprawdzić czy w ogóle ją gonią. Strach był zbyt silny; opanował całe jej ciało. Przy zakręcie na właściwą ulice poczuła mocne szarpnięcie za ramię na wskutek czego upadła. Podniosła głowę spotykając się z brązowymi oczami, ciemnowłosego mężczyzny, który miał około czterdziestki. Uśmiechnął się zadziornie, gdy poczuła dłonie tego drugiego, nieco niższego i chudszego na swoich biodrach.
-Nikt ci nie mówił, że o takiej godzinie nie chodzi się po dworze-usłyszała za sobą głos, który najprawdopodobniej zapamięta na długo.
-W takim razie będziesz musiała ponieść tego konsekwencje-dodał drugi, a jego zimne łapska powędrowały pod jej bluzkę. Nancy próbowała stawiać opór; kopała, szarpała się i krzyczała, lecz wszystko szło na marne. Ulice były puste, więc szanse na to, że ktoś ją usłyszy były bliskie zera. I gdy straciła już ostatnią nadzieje poczuła jak ktoś odciąga obydwu mężczyzn od niej. Zdezorientowana upadła na zimny chodnik. Zadarła głowę w górę i dostrzegła ciemną postać kopiącą na przemian obydwu oprawców, zadając im mocne ciosy. Zamknęła oczy. Pisnęła kiedy poczuła ciepłe ramiona podnoszące ją do góry. Została obrócona twarzą w twarz z wybawicielem. Zaniemówiła, gdy poznała te jasno brązowe tęczówki, z którymi rozstała się, gdy była młodsza.
-Nancy...-wyszeptał.
-A..ashton-odpowiedziała jeszcze ciszej, tak, że tylko on mógł ją dosłyszeć. Ku jego zaskoczeniu odsunęła się od niego lekko. Nie zwracali uwagi na obcych mężczyzn, którzy zdążyli już zniknąć.
Byli tylko oni.
I tylko to się liczyło.
Mimo słabego światła dostrzegła jak bardzo się zmienił. Zazwyczaj kolorowe jeansy zastąpiły czarne, obcisłe rurki, a miejsce luźnej koszuli zajęła ciemna bluzka z logiem jakiegoś zespołu rockowego, którego nie znała. Blond loki chłopaka podtrzymywała granatowa badana, a na szczęce widniał trzydniowy zarost. Uśmiechał się jak zawsze ukazując swoje śnieżnobiałe zęby. Wydoroślał. Nim zdążyła zareagować rzucił się na nią zamykając w szczelnym uścisku. Jednak ona go nie odwzajemniła. Gdy po jakiś pięciu minutach postanowił wreszcie ją puścić, zaczerpnął świeżego powierza i znów spojrzał w Jej oczy.
-Odprowadzę cię-powiedział radośnie. Skinęła tylko głową nadal nie mogąc uwierzyć, że znowu Go zobaczyła. Szli w kompletnej ciszy przez kolejne dziesięć minut, dopóki nie zatrzymali się przed domem Nancy.-Spotkamy się jutro?
Ponownie tego wieczoru jego tęczówki spotkały się z jej szmaragdowymi. Ashton chyba nie widział, że brunetka wcale nie chce tego robić. Był zbyt uradowany spotkaniem jej po tylu latach. Owszem, cicho cieszyła się, że go ujrzała, lecz przypomniała sobie jak zniknął bez słowa. Jego uśmiech, który zawsze na nią działał był silniejszy.
-Dobrze-odpowiedziała, gdy wręczył jej kartkę z numerem telefonu. Obróciła się na pięcie i weszła do domu. Następnie opadła na łóżko myśląc jak bardzo ogromny błąd popełniła.
**********
Dobra, dobra. Obiecałam rozdział to jest (co z tego że spóźniony o jeden dzień), ale co do kolejnego to na prawdę nie wiem kiedy będzie. Starałam się jak mogłam, ale wydaje mi się, że nie jest z tych najlepszych. W obsadzie jest nowy bohater, więc zaglądamy tam miśki. Wszystkiego najlepszego z okazji Święta Niepodległości!
A może jednak nie?
Było już ciemno, gdy wychodziła ze szkoły. Pani Morris poprosiła ją, aby poszła do bibliotek i pomogła poroznosić kilka książek na odpowiednie półki. Nie chciała i w myślach przeklinała ją, ale nie potrafiła odmówić. Otuliła się jeszcze bardziej bawełnianym szalikiem i przyśpieszyła kroku. Nienawidziła chodzić tak późno po dworze. Latarnie słabo oświetlały ulice, więc nie widziała za dużo. Jednak kątem oka dostrzegła dwóch starszych mężczyzn stojących pod jedną z nich.
-Ej Kotku!-krzyknął jeden, gdy ich mijała. Otworzyła szerzej oczy i przyśpieszyła kroku bojąc się o siebie coraz bardziej. Gdy usłyszała kolejne nawoływania i zaczepki zaczęła biec. Nie odwracała się, aby sprawdzić czy w ogóle ją gonią. Strach był zbyt silny; opanował całe jej ciało. Przy zakręcie na właściwą ulice poczuła mocne szarpnięcie za ramię na wskutek czego upadła. Podniosła głowę spotykając się z brązowymi oczami, ciemnowłosego mężczyzny, który miał około czterdziestki. Uśmiechnął się zadziornie, gdy poczuła dłonie tego drugiego, nieco niższego i chudszego na swoich biodrach.
-Nikt ci nie mówił, że o takiej godzinie nie chodzi się po dworze-usłyszała za sobą głos, który najprawdopodobniej zapamięta na długo.
-W takim razie będziesz musiała ponieść tego konsekwencje-dodał drugi, a jego zimne łapska powędrowały pod jej bluzkę. Nancy próbowała stawiać opór; kopała, szarpała się i krzyczała, lecz wszystko szło na marne. Ulice były puste, więc szanse na to, że ktoś ją usłyszy były bliskie zera. I gdy straciła już ostatnią nadzieje poczuła jak ktoś odciąga obydwu mężczyzn od niej. Zdezorientowana upadła na zimny chodnik. Zadarła głowę w górę i dostrzegła ciemną postać kopiącą na przemian obydwu oprawców, zadając im mocne ciosy. Zamknęła oczy. Pisnęła kiedy poczuła ciepłe ramiona podnoszące ją do góry. Została obrócona twarzą w twarz z wybawicielem. Zaniemówiła, gdy poznała te jasno brązowe tęczówki, z którymi rozstała się, gdy była młodsza.
-Nancy...-wyszeptał.
-A..ashton-odpowiedziała jeszcze ciszej, tak, że tylko on mógł ją dosłyszeć. Ku jego zaskoczeniu odsunęła się od niego lekko. Nie zwracali uwagi na obcych mężczyzn, którzy zdążyli już zniknąć.
Byli tylko oni.
I tylko to się liczyło.
Mimo słabego światła dostrzegła jak bardzo się zmienił. Zazwyczaj kolorowe jeansy zastąpiły czarne, obcisłe rurki, a miejsce luźnej koszuli zajęła ciemna bluzka z logiem jakiegoś zespołu rockowego, którego nie znała. Blond loki chłopaka podtrzymywała granatowa badana, a na szczęce widniał trzydniowy zarost. Uśmiechał się jak zawsze ukazując swoje śnieżnobiałe zęby. Wydoroślał. Nim zdążyła zareagować rzucił się na nią zamykając w szczelnym uścisku. Jednak ona go nie odwzajemniła. Gdy po jakiś pięciu minutach postanowił wreszcie ją puścić, zaczerpnął świeżego powierza i znów spojrzał w Jej oczy.
-Odprowadzę cię-powiedział radośnie. Skinęła tylko głową nadal nie mogąc uwierzyć, że znowu Go zobaczyła. Szli w kompletnej ciszy przez kolejne dziesięć minut, dopóki nie zatrzymali się przed domem Nancy.-Spotkamy się jutro?
Ponownie tego wieczoru jego tęczówki spotkały się z jej szmaragdowymi. Ashton chyba nie widział, że brunetka wcale nie chce tego robić. Był zbyt uradowany spotkaniem jej po tylu latach. Owszem, cicho cieszyła się, że go ujrzała, lecz przypomniała sobie jak zniknął bez słowa. Jego uśmiech, który zawsze na nią działał był silniejszy.
-Dobrze-odpowiedziała, gdy wręczył jej kartkę z numerem telefonu. Obróciła się na pięcie i weszła do domu. Następnie opadła na łóżko myśląc jak bardzo ogromny błąd popełniła.
**********
Dobra, dobra. Obiecałam rozdział to jest (co z tego że spóźniony o jeden dzień), ale co do kolejnego to na prawdę nie wiem kiedy będzie. Starałam się jak mogłam, ale wydaje mi się, że nie jest z tych najlepszych. W obsadzie jest nowy bohater, więc zaglądamy tam miśki. Wszystkiego najlepszego z okazji Święta Niepodległości!
Przepraszam, że nie komentowałam. Ale czytałam. Bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie. Brak komentarzy jest przyczyną tylko i wyłącznie braku czasu... Przepraszam :(
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! Wow, dobrze, że Ashton tam był! Ja bym potem na ulicę wyjść nie mogła. A co dopiero po ciemku. Brrr.
Hmmm... Czyżby Ash był przyczyną depresji Nancy? Albo jedną z nich? Coś tak czuje :)
Czekam na następny rozdział z ogrooooomną niecierpliwością :)
Piszesz świetnie, naprawdę. Pamiętaj o tym ;*
Twoja Nicol <3
http://harrykochakotki.blogspot.com/
Ale pędzisz z tymi rozdziałami! ;p
OdpowiedzUsuńNo i mamy nową postać do swatania z Nancy- tak to zawsze jest ;)
Pisz, pisz pisz! Ja już chcę następny!
<3
Ej czemu Nancy z Ash'em pójdzie a z Luke'iem już nie? Ja nie wiem co kiedyś tam było, ale nie może być tak że nagle pojawia się Ash i zepsuje związek ( jeszcze nie oficialny i troche może potrwać zanim to będzie związkiem, ale jednak) Nancy i Luke'a. Ashton może być jak brat ale nic więcej pamiętaj. ;) Czekam na następny rozdział
OdpowiedzUsuńKolejny świetny rozdziału. Podoba mi się. Widzę, że w szkole Nancy jest niemyśląca nauczycielka. Mogła sama iść, no ale co zrobisz jak ktoś jest leniwy. Ta akcja była niezła.'opis świetny. Trochę to obrzydliwe, że takie 40latki tak się napalają. Wiedziałam, że ktoś uratuje Nancy, ale miałam nadzieję, że będzie to Luke. No i szkoda, że nie było go w tym rozdziale. Wielki powrót Ashtona. Udało ci się mnie zaskoczyć. Przez to imię będę kojarzyła go z twoim poprzednim opowiadaniem :-) . Zastanawiam się dlaczego Nancy zgodziła się z nim spotkać. No przecież dlatego że ją zostawił coś mu się należy. Niech teraz on trochę pocierpi. Nie obraziłabym się, gdyby wystąpiła jakaś bójka Ashton kontra Luke. Oh to by było romantyczne. <3 Czekam na nowy rodział. No i tak w ogóle cudowny szablon :*
OdpowiedzUsuń