piątek, 31 października 2014

Rozdział Drugi

Rozdział Drugi

Tego dnia było naprawdę bardzo gorąco, a sam fakt, że był dzisiaj czwartek jeszcze bardziej sprawiał, że w powietrzu unosiło się zmęczenie. Silny wiatr z północy zwiał jej włosy do tyłu odsłaniając wystające kości policzkowe i lekko spierzchnięte usta. Gorące słońce padało na jej twarz sprawiając, że zaczęła lekko błyszczeć podobnie jak diament.

-Mamo, dzisiaj wrócę około piętnastej-poinformowała rodzicielkę kiedy wychodziła rano do szkoły . Mimo swojego stanu psychicznego zdawała sobie sprawę, że nie może zaniedbać nauki, która dla jej mamy była szczególnie ważna, lecz dla niej samej już nie koniecznie. Jej mama chciała, aby skończyła szkołę z całkiem dobrymi ocenami i może kiedyś znalazła jakąś prace; w przeciwieństwie do niej wyobrażała sobie przyszłość. Czarne, wojskowe buty na grubej podeszwie obijały się z szuraniem o ciemny chodnik. Miała na sobie czarne jeansy, szarą bluzkę z białą, trupią czachą i skórzaną kurtkę, a mimo to nadal było jej zimno. Otuliła swoją szyje bawełnianym szalikiem przeklinając w myślach słowa jej matki, która była niezmiernie uczulona na zdrowie swojej córki, ale czego innego można byłaby się spodziewać po samotnej, nadopiekuńczej matce, która w dodatku jest lekarzem?
Jej oczy skierowały się na znajomy dom Państwa Scottów przed, którym stał trochę siwy i starszy już mężczyzna. Pan Jackson był bardzo sympatyczną i miłą osoba, która podobnie jak jego żona- Elizabeth służyła pomocą sąsiedzką niezależnie od tego czy chodziło o cukier do ciasta, pożyczony podjazd, przechowanie kilku kartonów czy pomoc w ogródku. Widziała jak z lekką trudnością wywoływaną wiekiem próbuje kucać nad grządką i zasadzać krokusy. Nie znała jakoś szczególnie rodzajów kwiatów, ale na tym właśnie kawałku ziemi od zawsze, odkąd pamiętała rosła tylko ta odmiana. Kiwnęła głową chcąc niemie, bez używania słów powitać się z nim, a ten nawet tego nie zauważając dalej oddawał się swojej czynności. Przeszła przez furtkę, która lekko zaskrzypiała, a później wyciągnęła z pod czarnej wycieraczki klucz otwierając drzwi. Była zbyt nieodpowiedzialna i zapominalska, aby nosić go przy sobie. W jej nozdrza wkradł się zapach świeżych, smażonych naleśników pochodzący z kuchni. Poszła do swojego pokoju wiedząc, że Sarah nie ma jeszcze w domu. Zapaliła srebrną lampkę stojącą na biurku i wyciągnęła zeszyt pełniący funkcje jej pamiętnika. Był on swego rodzaju przyjacielem.

Jedynym przyjacielem, któremu mogła wszystko powiedzieć mając jednocześnie stuprocentową pewność, że to nie wyjdzie na jaw. Otworzyła go na pierwszej lepszej stronie, a szary długopis sam zaczął pisać słowa; wpadła w swego rodzaju trans.

 
''Im dłużej żyje tym większą mam pewność, że jestem do niczego. Boję się tych wszystkich spojrzeń ludzi, których mijam na ulicach. Ale najgorzej jest w szkole. Alice jest straszna i budzi mój respekt chyba najbardziej ze wszystkich ludzkich potworów. Ta pogarda wymalowana w Jej oczach przenika przeze mnie jak tornado po małym, bezbronnym miasteczku zostawiając po sobie tylko marne resztki. Ja wiem co myślą ludzie, ale chyba najbardziej boli to, że ich jest coraz więcej. Ta świadomość mnie niszczy...Mogę nawet stwierdzić, że ten chłopak, który dzisiaj wpadł na mnie przed historią zacznie również się mną brzydzić, ale wiesz co?

W sumie to i tak jest mi to obojętne....''


**********

Z góry mówię, że na razie rozdziały są takim wprowadzeniem, ale już w następnym poznamy, nowego i bardzo ważnego bohatera. Przypominam o ankiecie i cytatach :)))
I Wesołego Halloween.



środa, 29 października 2014

Rozdział Pierwszy

Rozdział Pierwszy

Nadchodziła jesień, a wrześniowe liście powoli nabierały odpowiednich kolorów. Słoneczne promienie odbijały się w kroplach rosy na jeszcze zielonej, lecz już trochę słabszej trawie. Kasztanowiec stojący w kącie ogrodu, o grubym, brązowym pniu i z ogromną ilością liści przywoływał wspomnienia. Minął rok; równy rok od kąt jedno wydarzenie zmieniło jej życie. Miękki materac lekko uginał się pod ciężarem ciała. Łóżko od dłuższego czasu stało się jej azylem; miejscem spokoju i ciszy. Na bladych ramionach pojawiła się gęsia skórka, ale nie zwracała no to uwagi. Gdyby nie lekki, prawie nie dosłyszalny oddech i klatka piersiowa, która powoli unosiła się i opadała wyglądałaby jak trup, którym poniekąd była. Do jej uszu docierał tylko dźwięk kropli deszczu obijających się o parapet; na zewnątrz budynku musiało być całkiem zimno i ponuro. Uchyliła lekko powieki patrząc tempo w  śnieżno-biały sufit. Przenosiła swój wzrok powoli tak jakby bała się, że ujrzy za dużo. Widziała co znajdowało się w pokoju i przywoływało wspomnienia, ale niestety tylko te złe, bo dobrych już nie pamiętała. Wszystko co dobre odeszło razem z nim tamtego dnia. Zobaczyła ogromną jasno-brązowa szafę przed, którą niegdyś potrafiła przesiadywać godzinami, aby pokazać się mu z jak najlepszej strony, laptop przez, który rozmawiała z nim każdej deszczowej nocy i stary, zniszczony zeszyt. Jego zeszyt w, którym pisał wiersze specjalnie dla niej. Te wiersze były odzwierciedlenie jego duszy i uczuć jakie do niej żywił. Nawołanie jej matki dotarło do pokoju i obijało się o ciemno-szare ściany. Wstała ociężale wiedząc dobrze, że lepiej będzie jeśli pójdzie tego dnia do szkoły. Jej mama nie potrzebowała więcej zmartwień wywoływanych przez nią, a ona doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Otworzyła ogromną, jasno-brązową szafę stojącą w kącie pokoju starając się nie zwracać uwagi na czerwoną, rozkloszowaną sukienkę, którą dawno chciała wyrzucić, ale nie potrafiła, bo wszystko tkwiło w wspomnieniach. Ubrała czarne jeansy i jeden ze swoich ulubionych, rozciągniętych, szarych swetrów. Zeszła na dół nie zwracając uwagi na swoje potargane włosy i podkrążone oczy. Podchodząc codziennie rano do lustra widziała smutną, zaniedbaną dziewczynę, która na pierwszy rut oka zdawała się być po prostu nie wyspana, ale gdy spojrzało się w jej oczy można było dotrzeć cierpienie i ból. Kilka razy rozważała samobójstwo, ale w ostateczności nie miała nawet siły wstać z łóżka, a co dopiero szukać jakiś tabletek nasennych czy iść na pobliski most, więc rezygnowała. Poza tym nie chciała zadawać swojej mamie kolejnego problemu jaki było by załatwienie trumny i kosztami pogrzebu, ale to nie była prawda, bo matka kochała ją z całego serca.
Kobieta powitała ją ciepłym uśmiechem tak jak to miała zawsze w zwyczaju. Jej średniej długości, brązowe włosy opadały kaskadami na ramiona, a oczy patrzyły na swoją córkę z troską i miłością.

-Kochanie za godzinę masz szkołę.

-Wiem mamo, wiem- powiedziała nie wysilając się nawet na krzywy uśmiech. Jej mama była jedyną osobą, która widziała jak cierpi, jak płacze, jak miewa ataki złości i agresji, ale pogodziła się z tym. Wiedziała, że nie zmieni zachowania swojej córki chociaż bardzo tego chciała. Chciała jej pomóc. Niestety nie potrafiła, a każda wizyta u lekarza ją w tym uświadamiała. Jednak nadal wierzyła, że kiedyś jej córka szczerze się uśmiechnie. Chciała w to wierzyć, bo tylko to, oprócz akceptacji jej pozostało.

-Proszę-podała jej śniadanie do szkoły i butelkę niegazowanej wody, którą bardzo często piła. Mruknęła tylko ciche ''dziękuje'' i wróciła do swojego pokoju znajdującego się obok sypialni rodzicielki i salonu. Spakowała potrzebne książki i przybory do szarej torby. W korytarzu wsunęła swoje chude stopy w stare, zniszczone trampki i wyszła na zewnątrz. Dość chłodne powietrze uderzyło ją w bladą twarz, która od razu stała się lekko czerwona jednak nie przejęła się tym zbytnio. Wsłuchiwała się w piosenkę lecącą w Jej nowych, niebieskich słuchawkach.
 
,,Bóg wie co schowane jest w tych słabych i pijanych sercach''
,,Bóg wie co schowane jest w tych słabych i zapadniętych oczach''
,,Ognisty tłum niemych aniołów daję miłość, ale nie otrzymuję niczego w zamian'' (...)
,,Bóg wie co schowane jest w tym świecie bez znaczenia za łzami, w kłamstwach''
,,Tysiące powoli umierających zachodów słońca''
 
Stawiała wolne kroki przyglądając się otoczeniu zupełnie jakby szła tędy pierwszy raz, ale w rzeczywistości chodziła tędy od zawsze. Typowe londyńskie osiedle. Dom przy domu, po obydwu stronach ulicy drzewa i chodniki, piękne ogródki, szczęśliwie zakochane pary, dorośli spieszący się do pracy i ona; osoba tak bardzo wyróżniająca się z tłumu. Nie była gorsza. Była po prostu inna. I nie chodziło tu tylko o wygląd, który odstraszał niektórych przechodniów. Chodziło o świat jaki ją otaczał i o jego pogląd. Widziała go tylko smutnym, szarym i bez jakiegokolwiek sensu. Nie postrzegała kolorów, które kiedyś potrafiła zobaczyć wszędzie. A to wszystko zmieniło się dokładnie rok temu, trzynastego września, kiedy było wyjątkowo ciepło, a dzień zapowiadał się na prawdę wspaniale.
 
I to właśnie przez ten jeden dzień zmieniło się wszystko w co do tej pory wierzyła Nancy Torres...


**********

Hej. Jako, że jest to pierwszy rozdział jest kilka spraw :
A. Rozdziały będą miej więcej tej długości i będziecie mogli je zobaczyć najprawdopodobniej w soboty, ale tego nie obiecuje, bo równie dobrze mogą być w niedziele, poniedziałek czy czwartek.
B. Fajnie by było gdybyście odwiedzili zakładki i dowiedzieli się czegoś między innymi o obsadzie(w ciągu kolejnych rozdziałów dodam jeszcze kilku bohaterów) i fabule, a także wpadli do ''Od Autorki''.
C. Jeśli chodzi o zwiastun to już został zamówiony, więc mam nadzieję, że także niedługo się pojawi. Jestem wdzięczna za każdy komentarz i oddany głos w ankiecie po prawej stronie.
D. Możecie też zaobserwować bloga po prawej stronie i jeśli możecie to reklamujcie jakoś to opowiadanie, a jeśli chcecie to odwdzięczę się tym samym.
E. Nie wiem czy zauważyliście, ale jest zakładka ''Cytaty'', i miło by było gdybyście pod rozdziałem napisali jakiś cytat, który uważacie za rzeczowy, ciekawy, mądry lub śmieszny.
Bo pamiętajcie, że to w pewnym sensie wy tworzycie blog.

Drugi rozdział już niebawem! Enjoy! <3
 

niedziela, 26 października 2014

Prolog

Prolog

Zdajesz sobie sprawę czym jest depresja?
Jak się domyślam uważasz to za jedną z chorób psychicznych?
 A osoby dotknięte tą chorobą masz za gbury?
 
Rzeczywistość jest inna. Zdecydowanie inna. Depresja to nie tylko brak chęci do życia i smutek. To też myśli samobójcze i okaleczanie się. To duszenie w sobie emocji i postrzeganie świata w czarnych barwach.
Wiesz ile osób cierpi na depresje?
 
Około dziesięć procent całej populacji, a te liczby nadal rosną, a przyszło ci kiedyś do głowy, że może osoba z twojej szkoły, klasy, osiedla, klatki schodowej jest chora? A może twoja najbliższa przyjaciółka, mama, albo sąsiadka?
Ale każde schorzenie musi mieć swój początek prawda?
Zapraszam cię do Jej świata. Świata gdzie ból to codzienność, a krzyk i łzy to norma.

Jej historia zaczęła się jak bajka. Siedemnastoletnia dziewczyna przyjeżdża do nowego miasta, poznaje przyjaciół, zakochuję się z wzajemnością w chłopaku i po prostu jest szczęśliwa, ale coś poszło nie tak. Zdecydowanie nie tak....
 

-Dlaczego mi to robisz? Dlaczego!-krzyczała, a on nadal się od niej oddalał bez żadnego skrępowania tak jakby nic się przed chwilą nie wydarzyło.-Jesteś zerem, pierdolonym sukinsynem, bezdusznym dupkiem. Potworem!
Krzyk nasilał się z każdą kolejną sekundą, a słone łzy spływały po jej czerwonych z żalu policzkach. Upadła na kolana nie mogąc już dalej walczyć. Poddała się, bo nie widziała żadnej szansy, ale w głębi duszy miała minimalną nadzieje, że on wróci. Nadal wściekła, smutna, zraniona, zdradzona i porzucona. Czuła jak Bóg odbiera jej resztki świata. Była jak wrak człowieka. Jak ciało bez duszy. Cierpiała, gdy znikał w mgle. Odwrócił się ostatni raz patrząc na nią swoimi szarymi oczami, których znaczenia nie potrafiła teraz opisać. Było w nich coś czego nigdy wcześniej nie widziała. Coś magicznego, a zarazem okrutnego. Zimny wiatr zaczął się nasilać, a jej ciało skuliło się mocno na mokrej od deszczu trawie. Przestała krzyczeć, a cisze przerywał tylko szelest liści i śpiew ptaków. Liczyła, że gdy zobaczy do jakiego stanu ją doprowadził zawróci i powie, że wszystko będzie dobrze, ale niestety tak się nie stało. Odszedł tak po prostu nie podając nawet większego powodu. Zostawił ją samą, bo nie zniósł Jej problemów. Nie wiedział, że jego odejście będzie miało takie poważne skutki...