Rozdział Osiemnasty
Nancy patrzyła z niedowierzeniem na stojącego przed nią chłopaka. Jego niegdyś jasne i dłuższe włosy teraz zafarbowane były na różowo. W brwi błyszczał kolczyk, który odbijał światło z pobliskiej lampy. Był chudszy, niż wtedy kiedy go ostatnio widziała, wyglądał marniej i smutniej, ale nawet ten widok chłopaka, który ją zniszczył nie naprawiał jej złamanego serca.
-Nancy...-szepnął Michael, ale ona wcale nie chciała go słuchać. Nawet zranienie goszczące w jego zielonych oczach nie liczyło się dla niej w tej chwili. Wyciągnął w jej stronę rękę, chcąc pomóc wstać z zimnej ziemi, ale ona nawet takiej pomocy nie chciała od niego przyjąć. Była oszołomiona nie tylko spotkaniem go, ale też i swoim zachowaniem. Nigdy nie podejrzewałaby, że będzie w stanie zachować fałszywy spokój. Wiele razy wyobrażała sobie tą chwile, kiedy obydwoje spotykają się, a ona mu po prostu wybacza i wszystko wróci do normy. Ale to była znacznie inna sytuacja. Poczuła do Michaela nienawiść, czystą nienawiść, która zdawała się ją rozrywać od środka. Ból głowy uporczywie przypominał jej o pocałunku Luke'a i Alice, ale teraz odrzuciła tą myśl ma bok. Zmarszczyła brwi sama podnosząc się z chodnika. Udało jej się dopiero za trzecim razem, ale kiedy po raz kolejny uniosła głowę, aby spojrzeć chłopakowi w oczy poczuła słabość, poczucie bycia gorszym i niekochanym. Próbując go ominąć wpadła w jego ramiona. Dopiero teraz odór alkoholu bijący od starszego chłopaka dotarł do jej nozdrzy. Żadna z jej prób wydostania się nie zadziałała.
-Puszczaj! Zostaw mnie!- zaczęła krzyczeć, ale nie przynosiło to żadnego rezultatu. Był zbyt silny, a jej cienki i piskliwy głos słabł z każdą kolejną chwilą. Pod powiekami zbierały się łzy, które za wszelką cenę chciała ukryć. Płakała, płakała jak małe dziecko, które nie może dostać tego czego chce. I tak poniekąd było. Pragnęła znaleźć się jak najdalej stąd, z dala od problemów, przeszłości i starych, ledwo zagojonych ran, ale nie mogła, bo silne ramiona Michaela miażdżyły jej żebra.-Proszę...
-Nancy!-znajomy głos sprawił, że brunetka odzyskała utraconą nadzieje. Ramiona Clifforda jeszcze bardziej się zacisnęły, chociaż myślała, że bliżej niego już być nie może. Luke biegł w jej kierunku i, mimo że było ciemno widziała jak marszczy brwi, zdziwiony widokiem dziewczyny w towarzystwie Michaela. Zatrzymał się dwa metry od niej, nie wiedząc co powinien zrobić.
-Puść mnie-szepnęła niemal błagalnie, ale kiedy chłopak tego nie zrobił Hemmings zrozumiał, że powinien zareagować.
-Nie słyszałeś? Zostaw ją w spokoju-wysyczał przez zaciśnięte zęby. Kiedy jednak różowowłosy nadal pozostawał głuchy na prośby i rozkazy, Luke podszedł bliżej. Złapał Nancy mocno za
ramiona, ale jednocześnie był w pewien sposób delikatny, nie chcąc jej zranić. I tak było już w wystarczającej rozsypce psychicznej. Przesunął ją na bok, a sam wymierzył cios prosto w szczękę chłopaka. Ten upadł na ziemię, ale dość szybko wstał. Jego zielone oczy stały się czarne i obłąkane, a z dolnej wargi zaczęła lecieć krew. Jednak kiedy się zamachnął blondyn szybko się odsunął, unikając ciosu. Kopnął przeciwnika w brzuch i zamierzał robić to dalej, ale słysząc ciche łkanie Nancy zaprzestał. Odwrócił się od niej i bez pytania wziął ją na ręce, zapominając o bójce i niosąc brunetkę w stronę swojego samochodu.
-Wszystko będzie dobrze...-szepnął w jej pachnące włosy, kiedy wtuliła się w niego, czując bezpieczeństwo. Szedł dość szybko, szczelniej otulając ramionami trzęsącą się dziewczynę.
-Przepraszam...-wyszeptała, znajdując się już w ciepłym aucie Luke'a.
-Nancy...-szepnął Michael, ale ona wcale nie chciała go słuchać. Nawet zranienie goszczące w jego zielonych oczach nie liczyło się dla niej w tej chwili. Wyciągnął w jej stronę rękę, chcąc pomóc wstać z zimnej ziemi, ale ona nawet takiej pomocy nie chciała od niego przyjąć. Była oszołomiona nie tylko spotkaniem go, ale też i swoim zachowaniem. Nigdy nie podejrzewałaby, że będzie w stanie zachować fałszywy spokój. Wiele razy wyobrażała sobie tą chwile, kiedy obydwoje spotykają się, a ona mu po prostu wybacza i wszystko wróci do normy. Ale to była znacznie inna sytuacja. Poczuła do Michaela nienawiść, czystą nienawiść, która zdawała się ją rozrywać od środka. Ból głowy uporczywie przypominał jej o pocałunku Luke'a i Alice, ale teraz odrzuciła tą myśl ma bok. Zmarszczyła brwi sama podnosząc się z chodnika. Udało jej się dopiero za trzecim razem, ale kiedy po raz kolejny uniosła głowę, aby spojrzeć chłopakowi w oczy poczuła słabość, poczucie bycia gorszym i niekochanym. Próbując go ominąć wpadła w jego ramiona. Dopiero teraz odór alkoholu bijący od starszego chłopaka dotarł do jej nozdrzy. Żadna z jej prób wydostania się nie zadziałała.
-Puszczaj! Zostaw mnie!- zaczęła krzyczeć, ale nie przynosiło to żadnego rezultatu. Był zbyt silny, a jej cienki i piskliwy głos słabł z każdą kolejną chwilą. Pod powiekami zbierały się łzy, które za wszelką cenę chciała ukryć. Płakała, płakała jak małe dziecko, które nie może dostać tego czego chce. I tak poniekąd było. Pragnęła znaleźć się jak najdalej stąd, z dala od problemów, przeszłości i starych, ledwo zagojonych ran, ale nie mogła, bo silne ramiona Michaela miażdżyły jej żebra.-Proszę...
-Nancy!-znajomy głos sprawił, że brunetka odzyskała utraconą nadzieje. Ramiona Clifforda jeszcze bardziej się zacisnęły, chociaż myślała, że bliżej niego już być nie może. Luke biegł w jej kierunku i, mimo że było ciemno widziała jak marszczy brwi, zdziwiony widokiem dziewczyny w towarzystwie Michaela. Zatrzymał się dwa metry od niej, nie wiedząc co powinien zrobić.
-Puść mnie-szepnęła niemal błagalnie, ale kiedy chłopak tego nie zrobił Hemmings zrozumiał, że powinien zareagować.
-Nie słyszałeś? Zostaw ją w spokoju-wysyczał przez zaciśnięte zęby. Kiedy jednak różowowłosy nadal pozostawał głuchy na prośby i rozkazy, Luke podszedł bliżej. Złapał Nancy mocno za
ramiona, ale jednocześnie był w pewien sposób delikatny, nie chcąc jej zranić. I tak było już w wystarczającej rozsypce psychicznej. Przesunął ją na bok, a sam wymierzył cios prosto w szczękę chłopaka. Ten upadł na ziemię, ale dość szybko wstał. Jego zielone oczy stały się czarne i obłąkane, a z dolnej wargi zaczęła lecieć krew. Jednak kiedy się zamachnął blondyn szybko się odsunął, unikając ciosu. Kopnął przeciwnika w brzuch i zamierzał robić to dalej, ale słysząc ciche łkanie Nancy zaprzestał. Odwrócił się od niej i bez pytania wziął ją na ręce, zapominając o bójce i niosąc brunetkę w stronę swojego samochodu.
-Wszystko będzie dobrze...-szepnął w jej pachnące włosy, kiedy wtuliła się w niego, czując bezpieczeństwo. Szedł dość szybko, szczelniej otulając ramionami trzęsącą się dziewczynę.
-Przepraszam...-wyszeptała, znajdując się już w ciepłym aucie Luke'a.
**********
Naprawdę nie wiem od czego powinnam zacząć. Przepraszam was, że tak długo nie było rozdziału. Nie miałam ani weny, ani czasu. Za bardzo poświęciłam się drugiemu blogowi i zaniedbałam was. Jest mi wstyd, ale też nadmiar kartkówek, sprawdzianów, zadań domowych, problemów i świąt nie pozwalał mi za bardzo odpocząć. Jakby tego było mało od jakiegoś czasu muszę naprawdę oszczędzać wzrok, a to jest kolejna przeszkoda do napisania rozdziału. Nie wiem , kiedy pojawi się następny. Nie będę obiecywać, że za tydzień, bo choć bardzo chciałabym to nie wiem czy się wyrobie, ale możecie być spokojni, że nie będziecie musieli czekać na niego tak długo jak na ten. Naprawdę bardzo chce skończyć to historię. Został ktoś tu jeszcze po tej mojej długiej nieobecności? :)